Toto Wolff skrytykował Red Bulla za złożenie absurdalnych protestów po ostatnim wyścigu F1 w Kanadzie. Szef Mercedesa wyjawił - co zresztą przekazywały media - że jeden z wniosków został przedwcześnie wycofany, a przy okazji wziął w obronę Maxa Verstappena.

Głównym tematem po zakończeniu GP Kanady było oprotestowanie zwycięstwa George’a Russella za nawet dwa potencjalne przewinienia. W pierwszym przypadku RBR wnioskował o ukaranie Brytyjczyka za nieregulaminowy dystans, który dzielił go od samochodu bezpieczeństwa, a w drugiej historii na tapecie znalazł się tzw. test hamulca, wykonany za pojazdem prowadzonym przez Bernda Maylandera.

Choć o takich protestach opowiadał też Christian Horner, tłumacząc swoje zagranie, to okazało się, że nie była to w stu procentach prawda. W dokumentacji tylko delikatnie wspominano o odległości Russella do samochodu bezpieczeństwa - formalnie nie był to ani jeden z powodów protestu, ani nawet osobny protest. Można było przypuszczać, że Brytyjczyk nieco namieszał w zeznaniach, gdy na gorąco rozmawiał z mediami, lecz wygląda na to, że nie do końca.

Już w poniedziałek po wyścigu pojawiły się potencjalne tłumaczenia tego, co stało się z drugim protestem. Wszystko wskazuje na to, że Red Bull postanowił wycofać jeden z wniosków, gdyż zrozumiał, że będzie to wyraźnie przegrana sprawa. 

- Usłyszałem, że Red Bull wycofał protest, który dotyczył odległości za samochodem bezpieczeństwa. Russell respektował inną zasadę, która dotyczy delty przy żółtej fladze. Wskutek tego nie był w stanie utrzymać się za SC - napisał w poniedziałek Adam Cooper, dziennikarz. 

Podczas wczorajszej premiery filmu F1 w Nowym Jorku o działania Red Bulla zapytano za to szefa stajni z Brackley, który potwierdził doniesienia mediów. Austriak, jak to ma w zwyczaju w takich sytuacjach, nie gryzł się w język i otwarcie przyznał, że postępowanie rywali było pozbawione jakiegokolwiek sensu.  

- Po pierwsze potrzebowali aż dwóch godzin na złożenie protestu - powiedział Toto Wolff w rozmowie ze Sky Sports. - Szczerze mówiąc, to takie małostkowe zachowanie w ich wykonaniu. 

- To samo zrobili w Miami. Teraz natomiast wystosowali dwa protesty, z czego jeden bardzo szybko wycofali, ponieważ był absurdalny. Wymyślają dziwne zasady, które są zasadami tylko w ich mniemaniu. Uważam, że FIA powinna się temu przyjrzeć, ponieważ było to mocno naciągane. 

- To była nasza uczciwa wygrana, jakich zresztą było wiele w przeszłości - w myśl zasady, że ścigasz się, wygrywasz i przegrywasz na torze. To po prostu zawstydzające.

Gdy padło kolejne pytanie o Red Bulla, Wolff rozwinął swoją wypowiedź, lecz w pewnym momencie zaczął bronić Maxa Verstappena. To kolejny raz, kiedy Toto zachowuje dużą ostrożność przy kontrowersjach, które zahaczają o Holendra, co zapewne mogą tłumaczyć transferowe zakusy.

- Oni po prostu wycofali jeden z protestów, zanim jeszcze został rozpatrzony, ponieważ zdali sobie sprawę, że takie działanie to istny nonsens. Drugi kosztował nas około pięciu godzin, a ja nadal nie wiem, co według nich było niesportowym zachowaniem lub czymś podobnym. O co w tym chodzi? Kto o tym decyduje? Jestem w stu procentach pewny, że to nie Max. On jest człowiekiem wyścigów i nigdy nie złożyłby protestu za coś tak błahego. 

Późniejsze komentarze były równie interesujące. Gdy padł temat kontraktu Russella, to Wolff żartował, że może lepiej zająć się wielkim ekranem. Z kolei w kwestii Verstappena uznał, że potencjalne zawieszenie go nie byłoby korzystne dla F1.

- Nie psuj tego wieczoru! - śmiał się Toto. - Jesteśmy na Time Square i oglądamy film. Nie no, [kontraktowe sprawy] idą zgodnie z planem. 

- [Max] to główny protagonista, który ma swoje wady, ale jest uczciwym kierowcą. Widzieliśmy to w niedzielę, gdy powiedział, że [powód protestu] to nie był problem. Więc tak, [zawieszenie] nie byłoby dobre.

Szef ekipy z Milton Keynes w odpowiedzi na sugestie swojego rywala podtrzymał stanowisko o słuszności podjętych w niedzielę działań, które miały pozbawić Russella triumfu na kanadyjskiej ziemi.

- Absolutnie tego nie żałuję - wyznał Christian Horner dla Sky Sports. - Jako zespół mamy prawo do takiego działania. Dostrzegliśmy coś, co naszym zdaniem nie było w porządku i zareagowaliśmy. Skoro mamy możliwość zgłoszenia tego do sędziów, to z tego skorzystaliśmy. W ogóle więc tego nie żałuję. 

Krótkim komentarzem podzielił się też sprawca całego zamieszania, a mianowicie George Russell. Mimo konfliktu z Verstappenem on również podkreślił, że nie ma co patrzeć na rolę zawodnika.

- Moim zdaniem Max nawet nie wiedział, że wszczęto jakikolwiek protest, więc tym bardziej nie rozumiem tej sytuacji - mówił zwycięzca GP Kanady. - Ostatecznie cieszę się, że nic to nie zmieniło. To była tylko strata czasu dla wszystkich. Dwóch naszych pracowników spóźniło się przez to na swoje loty. To było trochę kłopotliwe.