Szef McLarena wytłumaczył, dlaczego model MCL39 potrafi być trudny i zaskakujący dla kierowców. Te wypowiedzi to konsekwencja kolejnego błędu Lando Norrisa, który nie radzi sobie z najszybszym bolidem F1 w sezonie 2025.
O problemach z prowadzeniem nowego McLarena, których doświadcza Norris, mówi się sporo od GP Bahrajnu. To tam zawodnik wyjawił, że ma duże kłopoty za kierownicą i niekoniecznie widzi łatwe rozwiązanie.
Teraz doszła do tego kraksa w czasówce, po której ten wątek ponownie stał się ważny. Choć sam Lando zaprzeczał, że wypadek był konsekwencją tego, czego przeszkadzało mu ostatnio, to nieco innym punktem widzenia podzielił się jego szef.
Andrea Stella wyjawił, że tegoroczny bolid jego ekipy ma pewną specyficzną cechę. Jest nią brak odpowiednich informacji zwrotnych, przez które kierowcy mogą łatwo przedobrzyć i popełnić błąd. To tego wyczucia ma brakować Norrisowi.
- Lando był bardzo konkurencyjny w ten weekend - tłumaczył Włoch. - W każdej sesji i na każdych oponach składał dobre kółka. Pokazał też imponujące tempo wyścigowe. Zapowiadało się na mocny weekend z jego strony, ale w Q3, gdy próbuje wycisnąć dodatkowe milisekundy, samochód po prostu nie reaguje w sposób, którego oczekuje. To bywa dla niego zaskakujące i tak stało się dzisiaj. Bolid złapał podsterowność w zakręcie nr 4 i wpadł na tarkę. A tarka na zewnętrznej potrafi już nie wybaczyć. To wręcz epizodyczne zdarzenie.
- Wszystko zaczyna się od prac, które wykonaliśmy przy bolidzie [zimą]. Dzięki nim auto jest szybsze, lecz jednocześnie Lando stracił przez to coś, co pozwalało mu oceniać przewidywalność na granicy przyczepności. Zespół jest odpowiedzialny za naprawienie tego. Chcemy, aby Lando czuł się pewnie, komfortowo i mógł naciskać. Aby rozumiał, że może i nacisnął za mocno, ale nie ponosił takich konsekwencji. To zdecydowanie nasza odpowiedzialność. W tym czasie Lando musi za to zachować pewność i dostosowywać się do bolidu.
Stella następnie wytłumaczył, na czym polega ten brak przewidywalności. Jego zdaniem różnica pomiędzy tym, kiedy MCL39 trzyma się znakomicie, a kiedy ucieka spod kontroli, jest tak mała, że aż ledwo wyczuwalna. Opisując to zjawisko, użył słowa numb, które dosłownie można tłumaczyć jak otępiałe, zdrętwiałe, pozbawione czucia.
- Mówicie dużo o pewności [Norrisa], a to na pewno fundamentalna rzecz, potrzebna do naturalnej jazdy. Musi być praktycznie podświadoma, ale do czegoś takiego potrzebne jest swego rodzaju uprzedzanie bolidu. Gdy czekasz na odpowiedź ze strony auta, to będzie za późno.
- Bolid ma pewien zakres osiągów. Jest w nim to, co może dać kierowcy. To właśnie sposób, w jaki można ten zakres wykorzystać, staje się dla naszych kierowców trochę trudny. Bardzo łatwo przejść z ogromnej przyczepności do takiej, która znika. Jeden kilometr więcej i nagle jej nie ma. Ta zmiana zachodzi dość nagle, a wrażenia z jazdy są na tyle płytkie, że trudno ocenić, czy można polegać na wyczuwanym limicie.
- Zawodnicy muszą wręcz zgadywać, jak zachowa się auto, bo nie dostają zbyt wielu sygnałów od bolidu. Jako zespół mamy z tym pewien problem, bo chcemy, aby kierowcy dostawali te informacje. Mogą mieć kłopoty, skoro muszą zgadywać, co stanie się z samochodem. To nie jest pozycja, w której ja, jako szef, chcę się znaleźć.
- Musimy zrobić lepszą robotę przy projektowaniu bolidu. Chodzi o to, aby pozwalał kierowcom na wyczucie, gdzie jest ten limit, a później na oparcie się na nim i uzyskanie odpowiednich sygnałów. Tyle jestem w stanie wyjaśnić, lecz nie mogę zdradzić więcej. Widzicie zresztą w każdej sesji, że naciskamy na 99% i jeździmy względnie szybko. Ale dodanie tej ostatniej dziesiątej części sekundy jest już dość trudne.