Christian Horner zabrał głos na temat ostatniego zamieszania wokół Maxa Verstappena. Brytyjczyk postanowił ostudzić emocje w obliczu spekulacji o potencjalnym transferze czterokrotnego mistrza świata F1 do Mercedesa.

Początek sezonu jasno pokazał, że Red Bull nie przygotował maszyny zdolnej do walki o tytuł. Co prawda znakomity wynik w Japonii rozbudził nadzieje kibiców i obserwatorów, jednak weekend w Bahrajnie wyraźnie potwierdził, że sukces na Suzuce był efektem świetnej jazdy Verstappena oraz sprzyjających warunków w Japonii.

Na torze Sakhir stajnia z Milton Keynes nie miała żadnych argumentów ani w kwalifikacjach, ani w wyścigu. Max przez cały weekend narzekał na pracę hamulców oraz balans, który od poprzedniego sezonu pozostaje piętą achillesową zespołu. Szóste miejsce Holendra w wyścigu było absolutnym maksimum, co wyraźnie pokazało, że na przekrojowym torze Red Bull był dopiero czwartą siłą w stawce.

W mediach natychmiast zaczęły krążyć doniesienia o rzekomym spotkaniu kryzysowym w ekipie oraz spięciach pomiędzy menedżerem Verstappena a Helmutem Marko. Poszły za tym kolejne głosy o możliwym przejściu mistrza świata do Mercedesa, który w oczach wielu ekspertów ma być najlepiej przygotowany na rewolucję techniczną 2026. Kilka dni później włoskie media puściły plotkę o kosmicznej ofercie 300-milionowego kontraktu ze strony Astona Martina.

Podczas czwartkowego dnia medialnego Holender był zasypywany pytaniami o swoją przyszłość, a dziś musiał się z tym zmierzyć także Horner. Szef Red Bulla został zapytany, czy jego kierowca pozostanie w ekipie na kolejny sezon i spróbował pokazać, że tak.

- Zdecydowanie - odpowiedział stanowczo Christian. - Myślę, że „hałas” to idealne słowo, żeby to opisać. Poza zespołem zrobiło się sporo szumu, ale wewnątrz, wczoraj, Max ponownie potwierdził swoje zaangażowanie. Ludzie zawsze będą mówić i każdy ma swoje zdanie. My jako zespół jesteśmy w pełni skoncentrowani na dopracowaniu samochodu - i dopóki nad tym pracujemy, to temat przyszłości Maxa nawet nie pojawia się w rozmowach.

Brytyjczyk odniósł się również do doniesień o rzekomych kryzysowych naradach w zespole.

- Jeśli siadasz ze swoimi inżynierami i omawiasz wyścig, trudno to nazwać kryzysowym spotkaniem. Mamy wiele takich rozmów. Myślę, że określenie „kryzysowe spotkanie” odnosiło się do wydarzeń po wyścigu w Bahrajnie, ale wtedy po prostu usiedliśmy i logicznie przeanalizowaliśmy sytuację. Na problemy inżynieryjne zawsze znajdą się inżynieryjne rozwiązania. To nie jest kryzys.

- Jasne, nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie chcielibyśmy być. Samochód ma pewne problemy, nad którymi intensywnie pracujemy, a cały zespół daje z siebie wszystko. Myślę, że dobrze rozumiemy, na czym te problemy polegają. W kolejnych wyścigach wprowadzimy serię poprawek, które mają nam pomóc je wyeliminować - zakończył.