Max Verstappen wyróżnił kilka klasycznych torów F1, które według niego powinny mieć stałe miejsce w oficjalnym harmonogramie mistrzostw świata. W międzyczasie w środowisku pojawiło się także kilka interesujących informacji na temat przyszłych lokalizacji, które chcą gościć u siebie królową motorsportu. Najpoważniej wygląda sprawa organizacji GP Tajlandii.
Gigantyczny wzrost popularności Formuły 1 na całym świecie ma bezpośredni wpływ na wygląd kalendarza, który co jakiś czas jest aktualizowany o nowe kraje. Z uwagi na pojemność terminarza dodawanie nowych wydarzeń odbywa się obecnie kosztem kultowych obiektów na Starym Kontynencie.
Nie tak dawno potwierdzono, że Grand Prix Belgii odbywać się będzie w systemie rotacyjnym, a w przypadku toru Imola możemy mówić o trwałym wypadnięciu z orbity, choć włoska strona wciąż walczy o uratowanie tej kultowej lokalizacji. Niepewnie wygląda też przyszłość pętli położonej nieopodal Barcelony, którą po przyszłorocznej i ostatniej edycji czeka albo wylot, albo - w najlepszym wypadku rotacja. Hiszpania ciągle będzie mieć wyścig, ale już na ulicach Madrytu.
W odpowiedzi na taki rozwój wydarzeń głos zabrał Max Verstappen i wyszczególnił kilka obiektów, które jego zdaniem powinny rok w rok gościć u siebie przedstawicieli najwyższej serii wyścigowej na świecie. Holender podkreślił także, że opowiadałby się za ograniczeniem liczby rund w trakcie kampanii.
- Aktualnym celem władz sportu jest rozwinięcie kultury sportów motorowych w nowych krajach - powiedział czterokrotny mistrz dla Formule 1 Magazine. - Jednakże, gdyby to ode mnie zależało, kalendarz wyglądałby zupełnie inaczej i miałby mniej wyścigów. W tym wszystkim uwzględniłbym tory, które moim zdaniem zasługują na specjalny status i powinny mieć stałe miejsce w harmonogramie. Z czysto sportowych powodów wskazałbym Spa-Francorchamps, Zandvoort, Silverstone, Imolę, Suzukę oraz Interlagos.
GP Tajlandii - nowy wyścig F1 na horyzoncie?
W kwestii nowych wydarzeń na świeczniku jest aktualnie Tajlandia, która bardzo poważnie podchodzi do planu goszczenia u siebie F1. Przed kilkoma dniami rząd tego kraju zatwierdził budżet na zawarcie pięcioletniej umowy z Liberty Media, będący na poziomie 1,2 miliarda dolarów. Sugeruje się, że do debiutu mogłoby dojść już w 2028 roku.
W teorii miejscowa arena zmagań ma przybrać podobny charakter do torów znanych z Grand Prix Australii i Kanady, aczkolwiek pierwsze wizualizacje, dostępne w osadzonym niżej wpisie, mogą... delikatnie mówiąc, zastanawiać.
Sporo mówi się również o RPA i torze Kyalami. Sprawa jest na tyle rozwojowa, iż w ostatnim czasie na miejscu pojawiła się delegacja FIA, która wskazała kierunek prac modernizacyjnych w celu uzyskania najwyższego odznaczenia Międzynarodowej Federacji Samochodowej.
Jak się okazuje, nie jest to jednak koniec tej historii, gdyż podczas zbliżającego się weekendu wyścigowego na Red Bull Ringu ma dojść do spotkania Południowoafrykańczyków z przedstawicielami FOMu, a rozmowy będą dotyczyć potencjalnego powrotu Formuły 1 do Afryki, na czym ciągle zależy serii.
Gdzieniegdzie słychać też plotki o wzmożonych działaniach ze strony Turcji, która chciałaby zostać pierwszą opcją awaryjną w przypadku problemów organizatorów z Madrytu. Choć budowa miejscowego obiektu ruszyła niedawno pełną parą, a do terminu imprezy pozostało jeszcze sporo czasu, to w tle nie milkną echa różnego rodzaju trudności, które otaczają to GP. Jeszcze przed publikacją kalendarza F1 pisaliśmy o tym TUTAJ.