Wiele wskazuje na to, że F1 w przyszłym roku ponownie nie zawita do Szanghaju.
W najbliższy piątek opublikowany ma zostać oficjalny harmonogram na przyszłoroczny cykl mistrzostw świata, który ma składać się z 23 weekendów wyścigowych.
Sezon 2022 - z uwagi na Mundial w Katarze - ma być dość mocno skondensowany, bowiem zmagania mają rozpocząć się pod koniec marca w Bahrajnie, a ostatnim przystankiem najwyższej kategorii wyścigowej na świecie ma być Abu Zabi, które zorganizuje GP w przedostatni weekend listopada.
Co ciekawe, wbrew pierwotnym doniesieniom, w kalendarzu trzeci rok z rzędu ma zabraknąć wyścigu w Chinach. Problemem w tym przypadku kolejny raz miały okazać się lokalne obostrzenia epidemiologiczne, które tym razem zostaną zwiększone z powodu organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Promotorzy tego wydarzenia próbowali jednak wynegocjować z zarządcami serii, aby Grand Prix odbyło się w późniejszym terminie, aczkolwiek taka koncepcja nie została finalnie zaakceptowana.
Powstałą lukę w terminarzu (24 kwietnia) ma z kolei wypełnić tor Imola, który początkowo rywalizował o miejsce z Francją. Chociaż Stefano Domenicali potwierdził już jakiś czas temu rundę na Paul Ricard, lokalne media cały czas były przekonane, iż F1 wróci na słynną włoską pętle.
Kluczowym czynnikiem w tym przypadku okazało się pozyskanie odpowiedniego finansowania, za którym stoi włoski rząd, region Emilia-Romania oraz kilku lokalnych przedsiębiorców.
Obiekt Autodromo Enzo e Dino Ferrari ma ubiegać się również o dłuższą umowę z F1 do 2025 roku, o czym w ostatnim czasie informował prezydent tamtejszego okręgu, Stefano Bonaccini.
Kolejnym wątkiem w tej sprawie jest Australia. Według informacji przekazanych przez Joe Sawarda w kuluarach ma panować powszechne przeświadczenie, iż Melbourne kolejny raz wypadnie z harmonogramu, ponieważ lokalne władze nadal bardzo restrykcyjnie podchodzą do spraw związanych z pandemią.
W raporcie brytyjskiego dziennikarza możemy przeczytać też, że władze F1 na wypadek takiego scenariusza będą skłonne nawet anulować kontrakt z tamtejszą stroną, powołując się w tej kwestii na działania miejscowej władzy.
Pewny swego ma być natomiast Singapur, który ma powrócić kalendarza po dwuletniej absencji, zastępując tym samym GP Turcji.