Sobota na Circuit of The Americas przyniosła pierwsze wypowiedzi Christiana Hornera, którego ekipa jest ostatnio pod ostrzałem ze względu na złamanie Regulaminu Finansowego.

Temat limitów budżetowych, który od Singapuru rozgrzewa padok, zdominował konferencję dla szefów zespołów. Ze względu na chorobę, jaka dopadła Mattię Binotto, przed dziennikarzami stawili się przede wszystkim Zak Brown i Christian Horner. Jost Capito, który zastąpił szefa Ferrari, jest oczywiście mniej zaangażowany w trwający spór.

Amerykanin i Brytyjczyk starli się na sesji z mediami, wymieniając argumenty ws. finansów. Przedstawiciel Byków w bardzo mocnych słowach skomentował list swojego konkurenta, który - co prawda bez nazywania ekip, choć w powszechnie znanym kontekście - zarzucił tym, którzy wydadzą za dużo, oszukiwanie.

- List Zaka nie został nam przesłany, ale wiedzieliśmy o nim - zaczął bojowo nastawiony Horner. - Niezwykle rozczarowujące jest, by zostać oskarżonym przez rywala o oszukiwanie. Zarzucanie nieuczciwej praktyki jest szokujące, absolutnie szokujące, skoro można uczynić tak bez faktów i jakiejkolwiek wiedzy o szczegółach.

- Mamy do czynienia z publicznym oskarżaniem od Singapuru, z retoryką o oszukiwaniu i nabyciu ogromnych korzyści. Liczby, które pojawiają się w mediach, są mile od rzeczywistości. Szkodzi to naszej marce, partnerom, kierowcom i pracownikom. W czasach, gdy zdrowie psychiczne jest ważne, widzimy znaczące problemy wśród naszych ludzi. Dochodzi nawet do napastowania dzieci pracowników na placach zabaw.

- Fikcyjne oskarżenia innych zespołów nie są odpowiednie. Nie można robić tak bez jakichkolwiek faktów czy znajomości prawdy. Jesteśmy niezwykle zbulwersowani postępowaniem naszych rywali. 

W swojej odpowiedzi CEO McLarena zwrócił uwagę na to, że zależało mu wyłącznie na szerszym przedstawieniu sprawy, a nie na wytykaniu palcem Red Bulla.

- Mój list miał podkreślić, że jeśli jakiś zespół wyda za dużo, to zyska przewagę - powiedział Brown. - Limity to przepisy, które nie różnią się od tych technicznych. Nie patrzymy na to, czy oni [Red Bull] złamali je, czy też nie. Chodziło o to, że jeśli ktoś tak zrobił, to należy zająć się tym podobnie jak nieprawidłowym prześwitem, elastycznym skrzydłem czy inną tego typu sprawą.

- Nie wspomniałem o żadnym zespole. To było ogólne spojrzenie, nasz punkt widzenia na to, co należy zrobić, jeśli ktoś popełni wykroczenie w erze limitów.

- Nie mam pojęcia, o jaką kwotę chodzi. Nie znam żadnych szczegółów. Gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, postawiłoby to nas w lepszym świetle - mielibyśmy więcej ludzi, poprawek, czegokolwiek takiego. Czujemy, że można zyskać na tym osiągi. Od FIA zależy jednak wskazanie, czy ktoś to zrobił - zakończył przedstawiciel pomarańczowych.

Horner odniósł się również do zarzutów o posiadanie sportowej czy technicznej przewagi dzięki przekroczeniu limitów. Podkreślił przy tym to, co od pewnego czasu sugerowały media, czyli odmienne opinie Red Bulla i FIA ws. niektórych kosztów.

- Chodzi o to, co wlicza się do limitów, a co nie - tłumaczył szef Byków. - Tutaj znaczenie ma interpretacja. Nasze spojrzenie jest takie, że istotne koszty zostały zawarte w naszym sprawozdaniu. Dyskutujemy z FIA o tym, jakie to koszty i na temat okoliczności łagodzących, ale z perspektywy rozwoju czy operacji nie zyskaliśmy niczego w 2021 czy 2022 roku.

- Nasze zeznanie było znacząco poniżej progu. Spodziewaliśmy się, że pewne rzeczy będą podważane lub rozjaśniane, bo to rozwijający się proces, ale patrząc na zewnętrzne analizy profesjonalistów, interpretacja tych ponad 50 stron była dla nas jasna. Jesteśmy więc absolutnie i kategorycznie pewni, że nie zyskaliśmy na tym w kontekście ani 2021, ani 2022 roku, ani nawet 2024 czy 2026, co też się przewijało. To po prostu wymyślone.