Początek weekendu wyścigowego w Austin przyniósł kolejne doniesienia na temat przekroczenia progu wydatków przez Red Bulla.
Największą bombą czwartku była informacja brytyjskich mediów o złożeniu przez FIA propozycji pewnego rodzaju ugody z przyznaniem się do winy, co szczegółowo opisane zostało TUTAJ. Jest to regulaminowy środek, jakiego Federacja może użyć, jeśli wykroczenie nie jest ogromne i zostało popełnione w - jak zaznaczono w wyjaśnieniu przesłanym mediom - odpowiednich okolicznościach.
Sprawa ta miała zostać skomentowana przez ekipę - a dokładniej zapewne przez Christiana Hornera - w piątek, jednak konferencja ta została odwołana ze względu na przesunięcie spotkania Byków z Mohammedem Ben Sulayemem, które miało poprzedzić sesję dla mediów.
Jedynymi wypowiedziami, jakie są dostępne w tej chwili, są więc te, które padły z ust obu kierowców najlepszej tegorocznej maszyny. Pokazują one, iż możliwe jest, by Red Bull nadal trzymał się swojej narracji o niewinności.
- Uważamy, że jesteśmy na równi z limitem - mówił Sergio Perez. - Wierzymy, że cała sytuacja się wyjaśni. Zawsze są takie zespoły, które chcą sprawić, że stracisz osiągi, szczególnie gdy wygrywasz. To część sportu i tak było zawsze. To po prostu normalne. Ostatecznie fakty wyjdą na jaw, a ludzie to zrozumieją.
- Naprawdę uważamy, że mamy rację - stwierdził Max Verstappen. - To coś pomiędzy zespołem a FIA. Z naszej perspektywy wygląda to tak, że mamy mocne przekonanie co do tego, iż nie złamaliśmy limitu. Dlatego dyskutujemy o tym, co jest odpowiednie. Ostatecznie jednak to nie zależy ode mnie, więc skupiam się po prostu na torze.
Opinie zawodników zbiegły się z publikacjami Autosportu oraz RacingNews365, które wyjaśniły, skąd może brać się taka postawa. Zwróciły one uwagę na niezbyt dobrą przejrzystość całego procesu i zmiany nawet kilka miesięcy po złożeniu świadczeń, które przesłano w marcu.
Trop ten nie jest szczególnie nowy, bowiem już na początku afery mówiło się, że pewne rzeczy były regularnie reinterpretowane, a ekipy pozostawały w ciągłym dialogu z Federacją, jednak w obu artykułach pojawiły się konkrety i daty. Kierunek ten pokazuje również, co ma na myśli podejrzany zespół, który twierdzi, że w momencie wysyłania dokumentów wszystko było w porządku.
Oba portale przyjmują, że nadprogramowa kwota - około 1.8 mln dolarów - bierze się z tego, iż zeznanie Byków nie pokryło się z kilkoma najprawdopodobniej nieoczywistymi zapisami Regulaminu Finansowego. Sytuacja ma być o tyle ciekawa, że według RN365 opinie Red Bulla i FIA różnią się o ponad 5 milionów dolarów, co z kolei wyjaśnia, dlaczego w Singapurze Christian Horner twierdził, że jego skład mieścił się w limicie ze sporym zapasem.
Sfery te mają dotyczyć niesławnego już kateringu na torze i w fabryce, kosztów odejścia (m.in. Dana Fallowsa) i chorobowego pracowników. Ciekawym i nieco bardziej szczegółowym aspektem są też niewykorzystane części, które pierwotnie miały zostać przeniesione do działu starszych samochodów, czyli w obszar wyłączony z limitu, ale w czerwcu - trzy miesiące po wysłaniu sprawozdań - FIA rzekomo uznała, iż należy je wliczyć.
Media podkreśliły również to, co przewijało się przez już wcześniej, czyli problem proceduralny z jednym z brytyjskich podatków. RN365 uważa, że jest to największa część kwoty, jaka znalazła się "nad kreską". Z kolegi według Autosportu ta kwestia ma być powiązana także z Astonem Martinem, który dopuścił się wykroczenia formalnego.
W doniesieniach nie ma natomiast mowy o kreatywnej księgowości wobec pensji pracowników, o czym mówiło się wcześniej m.in. w kontekście Adriana Neweya.
Obecnie niejasne jest, jaką ścieżką pójdzie Red Bull i czy naprawdę będzie walczył o oczyszczenie z zarzutów. Niezależnie od tego, czy ekipie uda się zorganizować piątkowe spotkanie z prezydentem FIA, jakieś informacje powinny być dostępne w sobotę, bowiem wtedy Christian Horner stawi się na konferencji szefów wraz z Zakiem Brownem i Mattią Binotto, czyli swoimi oponentami w tej sprawie.