Tekst: Jakub Falfura

Christian Horner zapewnił, że nowa dyrektywa techniczna nie wpłynęła na osiągi RB19 i podał prawdopodobne przyczyny gorszej dyspozycji.

Tak rozczarowujących wyników po stajni z Milton Keynes nie oczekiwano nawet po bardzo przeciętnym piątku. Max Verstappen i Sergio Perez wystartują jutro odpowiednio z 11. i 13. pozycji. Warto wspomnieć, że to nie tylko pierwsza sytuacja w tym sezonie, gdy bolidów Red Bulla nie ma w Q3, ale także, gdy żaden z nich nie znajdzie się w pierwszym rzędzie. 

Horner w rozmowie ze Sky spróbował wyjaśnić przyczyny porażki, a najbardziej pożądany był komentarz odnośnie tego, czy to właśnie nowe wytyczne FIA są powodem słabej formy.

- Przywieźliśmy tu w zasadzie ten sam bolid, z którego korzystaliśmy podczas dwóch ostatnich rund na Monzy i Zandvoort - zaczął Brytyjczyk. - [Od wprowadzenia dyrektywy] w samochodzie nic się nie zmieniło. W piątek wypróbowaliśmy nowy pakiet ulepszeń aerodynamicznych, lecz wróciliśmy do wersji, z której korzystaliśmy dotychczas. Ważne jednak, że nowa konfiguracja została przetestowana. Na tym torze z nowym asfaltem to nie zadziałało, a opony po prostu nie chciały współpracować.

- Samochód zwyczajnie nie reagował na zmiany ustawień. Kierowcy narzekali na podsterowność, nadsterowność, a także problemy z hamowaniem. To wygląda tak, jakbyśmy nie potrafili wprowadzić opon w odpowiedni tryb pracy. Zazwyczaj tak duża różnica wynika z tego, że ogumienie nie chce współpracować. Próbowaliśmy różnych ustawień, wielu konfiguracji, lecz to po prostu nie chciało współgrać. 

- Zmiana biegów [u Verstappena] uległa poprawie przed czasówką. Wydawało się, że bolid jest odpowiednio dostrojony, a modyfikacje przyniosą oczekiwaną poprawę.

- W pierwszych przejazdach podczas Q1 Max wspiął się na szczyt tabeli czasów, lecz potem było coraz gorzej. W drugim segmencie samochód zaczął dobijać do podłoża, a kierowcy byli bardzo niezadowoleni. To problemy, których nie mieliśmy dotychczas w tym sezonie. Byliśmy całkowicie poza odpowiednim oknem pracy.

Christian poruszył także temat nastawienia do jutrzejszego wyścigu.

- Przede wszystkim musimy zapomnieć o rozczarowaniu, jakie nas dziś spotkało. Trzeba skoncentrować się na błędach i spróbować zrozumieć brak wydajności, którego doświadczyliśmy. Oczywiście pozycje startowe bardzo nas ograniczają, lecz sporo może się wydarzyć, jak choćby samochód bezpieczeństwa czy deszcz. Będziemy walczyć do samego końca i z pewnością rzucimy wyzwanie bolidom przed nami.

Pogodzony z losem, czyli końcem serii zwycięstw, wydawał się być Max Verstappen, który podszedł do sprawy realistycznie.

- Zapomnijcie o tym - rzucił gorzko Holender, pytany o przedłużenie passy. - Nie chcę brzmieć przesadnie dramatycznie, ale to trudny weekend. Od bardzo dawna nie było tak źle w kwalifikacjach. Tu nie da się wyprzedzać. Trzeba być 1,5-2 sekundy, może nawet 3 sekundy szybszym, a my nie mamy takiej przewagi.

- Na innych obiektach można wystartować z końca i wygrać, ale nie w Singapurze. Chcę zwyciężyć, ale gdy się nie da, należy to zaakceptować. Wiedziałem, że przyjdzie taki dzień, w którym nie wygram. Miałem dobrą serię. Jestem pewny, że na Suzuce znów będziemy szybcy.