Nie umiem sprawić, by podsumowanie sezonu 2022 w wykonaniu Hamiltona nie zaczęło się od cofnięcia o ponad 12 miesięcy. Wiem, nuda, ale zostańcie ze mną. Po prostu uważam, że nie da się od tego uciec, a przynajmniej sam uznałbym to za ignorowanie kontekstu. Ten był niezwykle ważny, bo wpłynął i na cały rok, i na to, jak należy go oceniać.

Klasyfikacja generalna: 6. miejsce

Punkty: 240

Najlepszy wynik: 2. miejsce (Francja, Węgry, USA, Meksyk, Sao Paulo)

Kwalifikacje: 13-9 vs Russell

Wyścigi: 10-12 vs Russell

DNF: 2

Wasza ocena: 6.83 (P5)

Nasza ocena: 6.96 (P5)

Jesteś mistrzem, więc obowiązki masz mistrzowskie; Podsumowanie sezonu F1 2022, Parcfer.me

fot. Mercedes

Nie wiem, ilu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że sytuacja Lewisa nie była łatwa. I nie mówcie, że to nic takiego, bo 2021 rok był sportowo trudny i musiał się na nim odbić. Nie wyznaję tu teorii, że jeden wyścig znaczy więcej niż cały sezon. Ja przecież należę do grona, które krzywi się na słowa o tym, że na tytuł zasłużyło dwóch kierowców. Kurczę no, nie po to wtedy wyliczałem im błędy, by teraz rzucać takimi frazesami. Tylko to tak naprawdę nie ma znaczenia. Po której stronie nie jesteście, postaram się pokazać, dlaczego uważam, że warto brać pod uwagę położenie Hamiltona. Ale i ci, którzy chcą igrzysk, dostaną je.

Utrata tytułu, ósmego, tak potrzebnego do posiadania chociażby takiego argumentu, jaki niedawno według wielu zapewnił sobie Leo Messi, musiała być okropna. W tamtych okolicznościach nawet straszna. Tego typu porażki mają to do siebie, że trudno zobaczyć po nich winnego w lustrze, bo to jedno zdarzenie jest aż za oczywiste. Przegrany czuje się okradziony, ograbiony i pokrzywdzony. Ale przed tym lustrem trzeba w końcu stanąć i powiedzieć sobie: Hej, przegrałem to wcześniej. Ta, łatwo powiedzieć.

Taka konfrontacja może być bolesna i nie wiem, czy Hamilton jej dokonał. Mam pewne wątpliwości - nie mylić z pretensjami - bo do sezonu 2021 sam wracał często. Było widać, że rana nadal jest otwarta i kilka wesel minie, zanim się zagoi. To nie były wypowiedzi pokazujące pogodzenie się, a raczej ból, frustrację, momentami i brak akceptacji. I nie mówię tego złośliwie - jeśli zajmuje to tyle miesięcy, widzę w tym jedynie dowód na skalę trudności.

Lewis przystępował do tej kampanii z mindsetem, który nie pomagał. Jeśli zrobił sobie rachunek sumienia, taki prawdziwy, szczery, bez problemów z palcem, to musiał zmierzyć się z wieloma rzeczami, które kładą się cieniem na to, za kogo się uważa. Skoro chcesz być postrzegany jak najlepszy, a musisz przyznać, że sportowo byłeś wyraźnie słabszy, to będziesz cierpieć. To atak na własne ego, uderzenie w to, co buduje poczucie wartości, dobre samopoczucie, na czynniki napędzające i dające poczucie sensu. Takie zderzenie ma potencjał do bycia okresowo dewastującym, zresztą jego brak i łudzenie się również.

Dlatego droga do dźwignięcia się jest wyboista… zupełnie jak jazda W13. Nie wiem, jak Lewis dochodził do siebie, ale wiem, że jeszcze przed sezonem znowu dostał w ryj. Ostatnim, czego chcesz w takiej sytuacji, jest samochód, który z góry skazany jest na porażkę. Choćby kierowca był nagrzany jak nigdy wcześniej, chciał urwać łeb każdemu, zniszczyć, poniżyć i jeszcze napluć na koniec, to wszystko mogło ulecieć już po pierwszych jazdach. Fundamentalny problem i do widzenia. Ale jak to? To co teraz będzie? Będzie źle.

Pamiętacie tę zapowiedź, że w tym roku spisze się jeszcze lepiej niż pod koniec poprzedniego? Przecież to stało się memem… Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że w takim bolidzie Hamilton nie miał prawa spełnić tej obietnicy. Po co to powiedział? Dobre pytanie. Niby błąd nowicjusza, bo wypowiedzi bez pokrycia zawsze wracają. A z drugiej strony mógłbym uwierzyć, że naprawdę chciał wszystkim pokazać. Palnął, poszło, stało się. I tyle, naprawdę tyle.

Jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdy nagle odebrano mu tę szansę, mógł poczuć się bezsilnie, mieć kryzys i stracić zapał. Liczę, że kiedyś szczerze o tym opowie i że będzie potrafił zrobić to bez koloryzowania, pompowania i kreowania rzeczywistości pod siebie, a to jeden z jego grzechów głównych - i moim zdaniem jego największy wróg, bo tym podnosi nasze oczekiwania i wymagania, a czasem po prostu irytuje czy nakręca. Ja tylko chciałbym wiedzieć, czy naprawdę był w kryzysie, bo dziś mogę się tylko domyślać.

I domyślam się, że był w sporym. Próbując spojrzeć jego oczami, widzę zawalony świat. Słabszy sezon, nieszczęsne Abu Zabi, nowy - niekoniecznie korzystny - porządek w zespole i auto z takimi problemami. W psychologii istnieje pojęcie zasobów, które pomagają radzić sobie z niepowodzeniami. Sportowo Lewis stracił ich bardzo dużo, może nawet wszystkie. Jego sukcesy opierały się na wielu fundamentach, które w krótkim czasie runęły. Kompletnie nie dziwi mnie, że był w słabszej formie.

Miał do tego pełne prawo i w takiej sytuacji to wydaje się wręcz naturalne, jakby musiało nastąpić. Szczególnie że nie jest to jeden z tych sportowców, którzy mają psychikę z żelaza. Z reguły był bardziej podatny na różne zewnętrzne czynniki. To nie odbiera mu osiągnięć, zwyczajnie tak czasem się dzieje. Są zawodnicy, którzy zawsze funkcjonują jak roboty, a są i tacy, którzy wycisną z siebie najwybitniejszy poziom w odpowiednich okolicznościach. Tym było daleko do odpowiednich.

Dlatego tak bardzo, jak początek sezonu Lewisa można i trzeba nazwać słabym, rozczarowującym i poniżej oczekiwań, to jednak trzeba brać poprawkę na fakt, że znalazł się w trudnym położeniu. Sam długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogło to być poważne bagno. I myślę, że tym bardziej trzeba docenić wygrzebanie się z niego i powrót do tego, by robić swoje. A przecież fatalnych występów wcale nie miał tak wielu. Ba, było sporo naprawdę fajnych. To po co cała ta gadka?

Bo czegoś oczekujemy od kogoś o takim statusie, kto ciągle sugeruje - podobnie jak armia psychofanów - że już jest ośmiokrotnym mistrzem. Widząc te przeciwności losu, które go spotkały, widząc te zapowiedzi, chcieliśmy czegoś jak reakcji Kobego Bryanta na You can wear the shoes, but you will never fill them. Tylko tu po tygodniach ciszy była bida.

Jesteś mistrzem, więc obowiązki masz mistrzowskie; Podsumowanie sezonu F1 2022, Parcfer.me

fot. Mercedes

Nie skłamię pewnie, jeśli powiem, że większość z Was ma gdzieś przyczyny słabszej dyspozycji. Jasne, fajnie się dowiedzieć, zrozumieć, ale to nie musi Was obchodzić. W sporcie ogólnie widać to po tłumaczeniach kogokolwiek, komu nie poszło, a co dopiero Lewisa i to w miejscu, które nieszczególnie go kocha. Ktoś powiedział mi kiedyś, że jeśli wychodzę na boisko z kontuzją i zagram słabo, jest to tylko i wyłącznie mój problem. Każdy oceni mnie za skuteczność i tyle. Płacicie kasę za dostęp, za wyjazdy i bilety, więc jak ktoś zapowiada, że będzie najlepszy, to ma być najlepszy. Inaczej z takim delikwentem się jedzie. Wyrwane z kontekstu, ale It’s your job to be in shape.

Hamilton tej pracy nie wykonał, a przynajmniej nie na dystansie sezonu. Zaczął zamroczony, właśnie jakby ktoś trafił go na początku walki. W pierwszych miesiącach kampanii ludzie nadal żyli tym, co przyniosło Abu Zabi. I zamiast obserwować podnoszenie się, widzieli go na kolanach, karmiąc się tym, że cała ta narracja o kradzieży mistrzostwa nie ma pokrycia. Miał być najlepszy w historii, a nie był nawet najlepszy we własnym zespole - wiecie, ile takich komentarzy przeczytałem?

Wszystko to, co mówiło się przez lata, zaczęło być wyciągane. Jest konkurencyjny kolega, nie ma wielkiego Lewisa. Jest słabsze auto, nie ma wielkiego Lewisa. Trzeba samemu stworzyć przewagę i znów nie ma wielkiego Lewisa. Status, który budował latami i liczbami, zaczął być swego rodzaju przeciwnikiem, bo mało kto dawał mu przyzwolenie na okres słabości. Stawiasz się na równi z Jordanami tego świata, to udowodnij, a nie czekaj na przeprosiny od szefa, które ludzie wezmą za niepoważne.

Chociaż okoliczności nie pomagały, Hamilton przestrzelił kluczowy okres. Zniknął wtedy, gdy jego nieugięcie mogłoby trafić, przemówić do grona niedowiarków najbardziej. Zaczął być sobą, gdy okazało się, że W13 magicznie nie wróci na czoło stawki. Zupełnie tak, jakby do pewnego resetu czy akceptacji doszło u niego po pełnej nadziei Hiszpanii i powrocie na ziemię w Monako oraz Baku. I zaczęło robić się coraz lepiej, a gdyby nie głupi i kwestionujący racecraft błąd w Belgii w walce z Alonso, słabszy występ zaliczyłby dopiero jesienią, w Singapurze.

Może dziś tego nie pamiętamy, ale Lewis podniósł swój poziom tak bardzo, że i George złapał zadyszkę. Aż do wizyty w Sao Paulo włącznie regularnie zaliczał świetne weekendy, rzadziej dając się pokonać czy to stylowo, czy punktowo. Nagle wszystko wyglądało normalnie. Równy, przewidywalny i skuteczny, prawie zawsze mający ten ułamek dyszki w rękawie. W pewnym momencie wydawało się przecież, że był na najlepszej drodze do tego, by to jemu przypadło zwycięstwo, o ile odzyskujący siły Mercedes da radę.

Ale to Russell wyjechał z Brazylii z podwójnym triumfem, a Hamilton odebrał sobie szansę na utrzymanie rekordu w niepotrzebnie twardym pojedynku z o dziwo wolniejszym tam Red Bullem. I choć tymczasowo można było debatować, czy mimo słabego początku to nie Lewis jechał lepszy rok, tak na koniec w porównaniach z Georgem zabrakło ostatecznego argumentu i w postaci wiktorii, i punktów.

Jesteś mistrzem, więc obowiązki masz mistrzowskie; Podsumowanie sezonu F1 2022, Parcfer.me

fot. Mercedes

Nie ukrywam, że zawsze chciałem zobaczyć Hamiltona, który miałby pod górkę. Chciałem się przekonać. Kto śledzi całą jego karierę, ten na pewno ma świadomość, że zawsze miał swoje przywary i nie był nieskazitelny. Są w sporcie tacy zawodnicy, którzy - jak to mówił Bogdan Wenta - niejeden mecz potrafią wyciągnąć z gówna. Lewis nie należy do tego grona - przynajmniej nigdy tak o nim nie myślałem - a do tego wpadł w tę maź na zbyt długi czas. Mogę go rozumieć, mogę mu współczuć, ale ocenić muszę go ostro - ten kryzys z początku to wielka skaza na jego sezonie, nawet jeśli w większości był dobry.

Tylko muszę być konsekwentny. Dwa lata temu wątpiłem w to, czy popsucie 25% roku pozwala mi określić czyjąś kampanię jako dobrą. I obecnie mam te same wątpliwości. Plus jest taki, że tak jak wtedy zastanawiałem się, czy sezon 2020 Russella był wymierny, to tu mogę założyć, że forma Lewisa z wiosny była anomalią. Bo on nie jest tak słaby. Jest po prostu słabszy, gdy robi się trudniej. W ostatnich latach trudniej robiło się rzadko, więc widzieliśmy to rzadziej. Teraz trudności się nawarstwiły, więc kiepsko zrobiło się na dłużej. W mojej opinii trochę go to rozgrzesza, ale równie dobrze mogę to wykorzystać do kontry w dyskusji o jego wielkości.

Sezon 2021 odrapał pomnik Lewisa. Na początku 2022 roku można było zwątpić. W kampanii 2023 jego zadaniem jest sprawienie, by nikt nie utwierdził się w przekonaniu, że przez te wszystkie lata niedowiarkowie mieli rację. Gdy będziemy tworzyć podsumowania za 12 miesięcy, nie będzie już żadnych wymówek. Czemu? Spójrzcie na tytuł tego tekstu.