Po GP Australii pojawiły się aż dwa wątki związane z bezpieczeństwem wydarzenia.

Pierwszy z nich, który stał się dość głośny w poniedziałkowy poranek, to drobny uraz jednego z fanów. Will Sweet został trafiony odłamkami z bolidu Kevina Magnussena, który uderzył w ścianę pod koniec zawodów. 

Przedramię widza zostało rozcięte przez jeden z ostrych fragmentów. Części miały polecieć na około 20 metrów w górę i ominąć płoty, których zadaniem jest chronienie obserwatorów przed niebezpieczeństwem. 

Kibic nie odniósł poważnych obrażeń, ale w rozmowach, które odbył po wyścigu, przyznawał, że skutki mogły być o wiele groźniejsze.

- Nie wiem, jak do tego doszło - powiedział Sweet dla lokalnego radia 3AW.  - Stałem wraz z tłumem przy zakręcie numer 2. Zrobił się jakiś zgiełk. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem pędzącego Magnussena. Nagle coś uderzyło mnie w ramię, a dookoła zaczęli zbiegać się ludzie. Ktoś podniósł połowę obręczy koła, która przeleciała nad płotem i trafiła we mnie. Było dziwnie.

- Miałem przy uchu małe radio, coś jak telefon komórkowy. Moja ręką była więc trochę wyżej i zasłaniała szyję, a ponieważ jestem większy od mojej narzeczonej, to zostałem trafiony. Gdyby to moja narzeczona została uderzona, prawdopodobnie dostałaby prosto w głowę. Mogło więc być o wiele gorzej. W pewnym sensie mieliśmy szczęście, że elementy trafiły we mnie, a nie kogoś innego.

Wypowiedzi udzielił także CEO Australian Grand Prix Corporation, Andrew Westacott, dla którego był to ostatni wyścig w tej roli.

- Bardzo rzadko zdarza się, by fragmenty samochodów przelatywały nad ogrodzeniem. Płoty mają standardową wysokość, taką jak na całym świecie. Zapewne oceniono, że są na odpowiednim poziomie. Musimy jednak przyjrzeć się temu i zobaczyć, co możemy zrobić.

- Tak stało się po 2001 roku, kiedy jeden z porządkowych, Graham Beveridge, zginął przez to, że opona przeleciała przez płot. Wtedy doszło do modyfikacji i w ogrodzeniu, i elementach mających utrzymywać koła przy bolidzie. Wiele zmieniło się od tamtego czasu. To prawdopodobnie jednorazowy przypadek, ale przy dużych imprezach i motorsporcie ważne jest, by zawsze przeprowadzać dokładne analizy.

- Akurat tak się złożyło, że jeden z naszych inżynierów widział to zajście. Twierdził, że włókno węglowe latało nawet na wysokości 20 metrów. Nasi ludzie wiedzą o tej sytuacji, ale wydaje się, że była nietypowa. Trudno byłoby ustawić płot o takiej wysokości.

Więcej o tragicznej historii Grahama oraz innych groźnych wypadkach z zakrętu nr 3 pisaliśmy TUTAJ.

 

Wtargnięcie kibiców na tor

Incydentem, który nie może być nazwany przypadkiem, było pojawienie się fanów na trasie podczas trwania niedzielnej rywalizacji. To właśnie w tej sprawie sędziowie postanowili wezwać przedstawicieli AGPC na rozmowę. 

W dokumencie, który podsumowywał ich posiedzenie, zapisano, że za liniami bezpieczeństwa znalazła się duża grupa fanów, a środki bezpieczeństwa nie zadziałały odpowiednio, co doprowadziło do niebezpiecznej sytuacji. Okazało się również, że widzowie mieli dostęp do bolidu Nico Hulkenberga, który miał zapaloną czerwoną lampkę, sugerującą możliwość porażenia prądem. 

Promotor zawodów przyznał się do swoich wpadek i szybko przedstawił zarys planu na przeprowadzenie pełnego dochodzenia, którego szczegóły zostaną udostępnione FIA. Australijczycy poprosili o danie im czasu do końca czerwca bieżącego roku. 

Obecnie nie nałożono na nich żadnych kar, ale nie jest to wykluczone w przyszłości. Sędziowie wielokrotnie podkreślali, że doszło do bardzo poważnego naruszenia, a także zalecili FIA ocenienie propozycji AGPC. Poza tym Światowa Rada Sportów Motorowych przeprowadzi również swoją analizę i stwierdzi, czy konieczne jest podjęcie dodatkowych działań lub nałożenie kar.

Zajście z końcówki zawodów zostało skomentowane przez Andrew Westacotta. - Wraz z generalnym menedżerem ds. operacyjnych i innymi osobami spotkaliśmy się wczoraj wieczorem z sędziami - dodawał, cytowany przez Motorsport. - Całkiem słusznie postanowiono zbadać tę sprawę.

- Każdego roku staramy się wpuścić kibiców na tor po tym, jak samochody już przejadą. Jasne jest, że doszło do złamania zasad, które są bardzo rygorystyczne i rozwijane każdego roku. Ten protokół jest tworzony wraz z Motorsport Australia, służbami bezpieczeństwa, inżynierami i departamentem policji stanu Wiktoria. Nie przeprowadzamy tylko rozważań teoretycznych, ale też symulacje na torze. Tym razem coś poszło nie tak. 

- Mam nadzieję, że na fanów nie zostanie nałożony zakaz wejścia na trasę. Nie sądzę, że jest konieczny. Uważam jednak, że potrzebne są trzystopniowe zabezpieczenia. Wtedy można wyznaczyć osoby do nadzorowania tych stref. Myślę, że po zmodyfikowaniu infrastruktury i planów, co robimy za każdym razem, w przyszłym roku damy sobie radę. Natomiast to, co się stało, na pewno nie było dobre.