Mimo tego, że GP Toskanii odbyło się już dwa tygodnie temu, sytuacja z siódmego okrążenia wciąż wzbudza wiele kontrowersji.
W trakcie pierwszego restartu w wyniku źle wyglądającego wypadku z rywalizacji odpadło aż czterech kierowców.
Sędziowie nie wskazali winnego, nakładając na 12 zawodników ostrzeżenie, które jest nową sankcją, dostępną od 2020 roku. Analizę tej sytuacji opisaliśmy tutaj.
Uczestnicy po namyśle wystosowali pismo do dyrekcji wyścigu. Stojący na czele związku kierowców Romain Grosjean opowiedział o tym, dlaczego wraz z innymi kierowcami zdecydował się na taki ruch.
- Napisaliśmy list do Michaela Masiego, żeby wiedzieć, co możemy zrobić lepiej. Nie uważam, że był jeden moment, który wpłynął na to. Kilka mniejszych wydarzeń skumulowało się w to, co zobaczyliśmy. Być może kilka poprawek w regulaminie pomogłoby. Chcemy unikać tak strasznie wyglądających wydarzeń. Mieliśmy dużo szczęścia, że nikomu nic się nie stało, bo to była kolizja przy wysokich prędkościach.
Jednym z kierowców, który dostał ostrzeżenie po wyścigu za próbę restartu, był Alexander Albon. 24-letni zawodnik Red Bulla nie ukrywał, że uważa decyzję sędziów była nietrafioną i podobnie jak Grosjean stwierdził, że nie wynikała ona z błędu jednej osoby.
Alex wytłumaczył, co jego zdaniem spowodowało wypadek i dlaczego nikt nie powinien być winiony za zaistniałą sytuację.
- Takie, a nie inne wznowienie było spowodowane specyfiką toru. Widać to w Baku, widać to na Mugello, gdy masz bardzo długą prostą startową i opóźniasz wznowienie wyścigu do ostatnich sekund. To wszystko przez cień aero, który daje wielką przewagę. Właśnie to spowodowało wypadek. Szczerze, nie wiem czy można sprawić, żeby to było bezpieczniejsze. Samochód bezpieczeństwa nie daje nam wiele czasu na reakcję na zmieniającą się sytuację. Valtteri musiał cały czas trzymać się do 10 długości samochodu za Safety Carem (regulaminowa odległość podążania za SC - przyp. red.), więc nie miał wiele czasu na stworzenie sobie miejsca.