Michael Masi wyjaśnił, że kary czasowe dla Lando Norrisa i Sergio Pereza były w pełni uzasadnione, natomiast Christian Horner uważa, że takie podejście może okazać się bardzo zgubne w najbliższej przyszłości.
Wczorajszy wyścig na Red Bull Ringu dostarczył sporo emocji, a w roli głównej wystąpili tym razem komisarze z ramienia FIA, których decyzje wywołały sporo kontrowersji w środowisku F1.
Pierwszym zawodnikiem, który znalazł się pod lupą, był Lando Norris, który w zakręcie numer cztery wywiózł na żwirową pułapkę Sergio Pereza, za co natychmiast otrzymał 5-sekundową karę.
W następne dwa incydenty ponownie zaangażowany był Meksykanin, który dwukrotnie wyprowadził Charlesa Leclerca na pobocze w sekwencji zakrętów 4-6, w wyniku czego reprezentant Red Bulla otrzymał na swoje konto dwie pięciosekundowe kary.
Po zakończeniu zmagań głos w tej sprawie zabrał dyrektor wyścigu, który uzasadnił, dlaczego ta dwójka kierowców nie uniknęła konsekwencji za swoje zachowanie.
Two didn't go into one - twice!
— Formula 1 (@F1) July 4, 2021
Both Charles and Checo are putting their on-track battles behind them#AustrianGP ???????? #F1 pic.twitter.com/YXNmEYhyFL
- Stewardzi przyjrzeli się wszystkim trzem zdarzeniom. W pierwszym przypadku Sergio znajdował się obok Lando, którego obowiązkiem było pozostawić miejsce o szerokości samochodu od krawędzi toru - stwierdził Michael Masi.
- To samo dotyczy się Checo i Charlesa w kontekście wydarzeń z zakrętów numer cztery i sześć. Oczywiście nie siedzę w pokoju sędziów i nie dyskutuję z nimi, ale ich punkt widzenia był taki, że od krawędzi toru powinna być pozostawiona wolna przestrzeń o szerokości auta, ponieważ oba bolidy znajdowały się obok siebie.
Bardzo podobną sytuację mogliśmy zaobserwować również podczas GP Emilii-Romanii, gdzie wówczas doszło do dość ostrej walki pomiędzy Maxem Verstappenem i Lewisem Hamiltonem. Jednakże w tym przypadku komisja sędziowska odstąpiła od wymierzania jakiejkolwiek kary.
- Było to zajście z pierwszego zakrętu i pierwszego okrążenia, więc zespoły powinny mieć to na uwadze, że wszystkie incydenty, do których dochodzi na pierwszym kółku, są przeważnie traktowane w łagodniejszy sposób. Tak jest od wielu lat - kontynuował Australijczyk.
- Oczywiście trudno jest to porównywać i jestem świadomy, że każdy lubi wszystko odpowiednio grupować, aczkolwiek trudno jest przyrównywać do siebie dwa zupełnie różne zakręty.
Z ocenami sędziów nie do końca zgadzał się Christian Horner, szef Red Bulla, chociaż po restarcie wyścigu to jego podopieczny został poszkodowany, wyjeżdżając na żwir.
- Incydent między Checo i Lando to było ściganie się. Jedziesz po zewnętrznej, więc ryzykujesz, szczególnie nie będąc z przodu. FIA, gdy już dała tę pierwszą karę, nie mogła nie dać kolejnej za podobny manewr z Charlesem.
- Ci goście ścigają się od kartingu, gdy jeszcze byli dziećmi, więc wiedzą, że jazda po zewnętrznej to ryzyko. Myślę, że kary były trochę surowe i trochę sprzeczne z podejściem "dajmy im się ścigać", które podkreślano w ostatnich latach.
Zdaniem pryncypała stajni z Milton Keynes ważne jest to, aby sposób, w jaki przydzielano kary podczas GP Austrii, nie otworzył drzwi przed kierowcami, dla których najłatwiejszym sposobem na pokonanie rywala będzie od teraz wyjazd poza tor od zewnętrznej strony w nadziei, że to właśnie drugi zawodnik zostanie ukarany.
- Nie chcemy mieć czegoś na wzór nurkowania piłkarzy [aktorstwa, udawania fauli]. Powinniśmy tego unikać - dodał Christian Horner.
- Jest to jednak niezwykle skomplikowane. Bardzo często o tym rozmawiamy i jest to także problematyczne dla dyrektora wyścigu. Jednakże w moim odczuciu ostatnie wydarzenia powinny być traktowane jako incydenty wyścigowe i nie należało ich podciągać pod żadne kary.