Andreas Seidl kolejny raz musiał zmierzyć się z pytaniami o przyszłość i obecną formę Daniela Ricciardo.
Temat Australijczyka stał się głośny po GP Hiszpanii, kiedy to jego słowa o nierozpoczęciu rozmów kontraktowych z McLarenem wywołały pewne zamieszanie. Zostało ono wyjaśnione i przez szefa ekipy, i przez kierowcę, kiedy to obie strony twierdziły zgodnie, że umowa jest ważna i obowiązuje do końca 2023 roku.
Jednocześnie jednak pojawiły się komentarze Zaka Browna, który opowiedział o mechanizmach mogących sprawić, iż porozumienie zostanie zerwane nieco wcześniej. Zostało to zinterpretowane jako pierwsze sygnały problemów na linii McLaren-Ricciardo, a sama długość kontraktu zaczęła być - jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - podważana.
Jeszcze w Monako, tuż po sesjach z przedstawicielami ekipy z Woking, media głośno komentowały, iż cała sytuacja stała się delikatnie niejasna, a komunikaty rozbieżne. Kilka dni później część z nich przekazała, że z ich informacji wynika, iż umowa faktycznie jest długa, ale sposoby na szybsze pożegnanie może mieć jedynie sam Ricciardo.
W piątek w Azerbejdżanie Andreas Seidl wypowiadał się na temat Daniela dość ostrożnie, ciągle tłumacząc, w jaki sposób podchodzi do obecnych problemów i podkreślając, że nie ma zamiaru skreślać go w tym momencie.
- Daniel jest tutaj już od pewnego czasu i ma wiele doświadczenia, podobnie jak nasz zespół - zaczął, pytany o to, czy Australijczyk odczuwa to, co mówi się o nim obecnie. - Wiemy, że po prostu musimy dalej pracować, bo nie ma magii ani skrótów. On poświęca się temu, podobnie jak my. Chcemy mu pomóc i patrzymy na to, co możemy zrobić, by czuł się bardziej komfortowo w bolidzie.
- Musimy też oddzielić różne problemy, jakie miały miejsce w ostatnich paru wyścigach. Po Barcelonie znaleźliśmy konkretną rzecz. Komentarze Zaka nie były natomiast krytyką, ale wyrazem tego, że i Daniel jest rozczarowany, i my także. Jesteśmy jednak skupieni na tym, by sprawić, że to zadziała. Patrząc tylko na tytuły, wygląda to inaczej, ale ważne jest, by czytać całe artykuły. Każdy skupia się na tym, by to poprawić.
- Kocham motorsport i F1 za to, że jest sportem zespołowym. Nie ma znaczenia, czy dotyczy to inżynierów, mechaników, marketingu czy działu komunikacji, zawsze trzeba stworzyć kulturę, która pozwala na otwarte rozmowy o tym, co należy poprawić.
- Moim obowiązkiem jest - i tu z Zakiem jesteśmy zgodni - chronienie zespołu przed publiką. Dotyczy to nie tylko kierowców, choć to też jego członkowie, ale i mechaników czy inżynierów. Jest tu wiele presji, sport jest bardzo publiczny, a ja przez ostatnie 20 lat nigdy nie widziałem mechanika, inżyniera czy kierowcy, który poprawił się dzięki temu, że był publicznie krytykowany.
- Nie sądzę, że doszło do zmiany sposobu pracy - wspomniał, pytany o to, czy McLaren musi szukać alternatyw, skoro przez tyle czasu problemy nie zniknęły. - Zawsze próbuje się wielu różnych rzeczy, by wydobyć te ostatnie procenty. Nasze podejście do wspólnej pracy oraz otwartych rozmów o poprawianiu się po obu stronach nie zmieniło się, podobnie jest zresztą w przypadku Lando. Ważne jest, by nie brać czegoś osobiście. Chodzi po prostu o osiągi, bo chcemy być na jak najwyższym poziomie. Po to codziennie podnosimy się z łóżek.