Po zakończeniu kwalifikacji Toto Wolff nie był zadowolony z pracy modelu W14. Nadzieję na poprawę daje mu nadchodząca runda na Imoli, gdzie wdrożone zostaną nowe części.

Postawę Mercedesa na przestrzeni piątku i soboty można opisać mianem miłych złego początków. Czarne maszyny zameldowały się na szczycie FP1, natomiast w kwalifikacjach musiały uciekać spod topora już w Q1. Ostatecznie tylko George Russell wszedł do Q3.

Po 1. treningu szef zespołu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że była to wyjątkowa sytuacja, bo ekipie udało się trafić w wąskie okienko pracy. - Ten bolid ma w sobie trochę dobrych rzeczy - twierdził Austriak. - Po prostu bardzo trudno odblokować je ustawieniami, podobnie zresztą jak podczas jazdy.

- Jeśli kierowcy mają pewność, auto może być szybkie, ale będzie na ostrzu noża. Gdy nie trafimy, bolid staje się naprawdę trudny, nieprzewidywalny, ucieka podczas hamowania i wpada w podsterowność, czyli w zasadzie robi wszystko. [W FP1] byliśmy w idealnym położeniu. 

Proszony o powiedzenie, co stanowiło główną przeszkodę podczas czasówki, miał już o wiele mniejszą ochotę na wskazywanie na ukryty potencjał. - Myślę, że to nie jest ani miłe, ani dobre auto. Nie jestem w stanie nawet określić, gdzie leżą problemy. Są wszędzie i dotyczą tempa, osiągów oraz braku zrozumienia tego, czemu bolid nie jest dobry. To mnóstwo obszarów. Powiedziałbym, że osiągi są po prostu słabe. 

- Finisz na 6. pozycji nie daje mi żadnej radości, bo to powinno być 7. czy 8. miejsce. Przy P5 byłoby tak samo. Wynika to z braku zrozumienia tego, co sprawia, że ten samochód jest takim... paskudnym dziełem. To lepsze określenie niż nazwanie go gównianym, co?

- Jest gorzej, niż myślałem, bo minął rok od ostatniej wizyty w Miami i bolid jest tylko trochę lepszy. Może nie dobija tak bardzo na prostych, ale to jedyna rzecz. Nie jest wystarczająco szybki, a my nie rozumiemy, dlaczego raz jest na P1, a raz na P13. To nie do przyjęcia.

W związku z tym zespół pokłada spore nadzieje w pakiecie, który pojawi się już za dwa tygodnie na Imoli i będzie zawierał m.in. odświeżone przednie zawieszenie (szczegóły TUTAJ). Choć jeszcze w Baku Toto żartobliwie tonował nastroje, deklarując, że Mercedes nie zacznie nagle dublować Red Bulla, to z jego słów wynika, że GP Emilii-Romanii może być ważnym momentem.

- Za pomocą usprawnień próbujemy uzyskać nową bazę, która pozwoli nam na usunięcie niewiadomych czy zmiennych z równania oraz powiedzieć, że pójście w stronę innej koncepcji nie jest problemem. Tak jest w przypadku przedniego zawieszenia. Zajmujemy się też elementami aero, które są bardziej konwencjonalne od naszych, co umożliwi nam stworzenie innego przepływu powietrza.

- Samochód powinien od razu zrobić się lepszy - odparł, proszony o określenie, czy spodziewa się natychmiastowej poprawy. - Wiemy, co przywieziemy, jeśli chodzi o osiągi po stronie aerodynamiki. Liczymy też na lepsze zachowanie bolidu. Tego oczekujemy. 

- Nie wierzę w cuda, ale obecnie brakuje nam stabilności i przewidywalności, którą czują kierowcy. Jeśli rozwiążemy ten problem, w czym pomóc ma przeprojektowane przednie zawieszenie, to będzie oznaczało, że poszliśmy w dobrym kierunku. Ten element może dać coś więcej niż 0.1-0.2 sekundy z pakietu aero, bo z auta będzie można po prostu wycisnąć lepsze własności jezdne i tempo.