Powiedzieć, że Nicholas Latifi ma opinię dość nijakiego, to jak nie powiedzieć niczego. Przeciętny kibic kojarzy go raczej z bycia fanem Nutelli, rozbicia się w Abu Zabi i nadchodzącej dostawy energetyków. To samo w sobie, niestety, w pewnym sensie podsumowuje już jego rok. Może jednak nie było tak źle?
Klasyfikacja generalna: 17. miejsce
Punkty: 7
Najlepszy wynik: P7 (Węgry)
Kwalifikacje: 2-20 vs Russell
Wyścigi: 6-16 vs Russell
DNF: 3 razy
Nasza ocena: 4.33 (P19)
Kanadyjczyk to kolejny z tych kierowców, o których pisze się po prostu trudno. Nie tak dawno, niewiele przed końcem sezonu, w podcaście Bartków padło trafne określenie na jego temat - jest, ale gdyby go nie było, nikt by nie zauważył. Nie mam zamiaru specjalnie grillować go za to, bo w zasadzie nie ma po co. Powody jego obecności w F1 są oczywiste, więc i oczekiwania są też oczywiście niskie.
Nie planuję również poruszać tematu ostatniej rundy w kontekście samego odbioru jego błędu. No może poza tym, że lepiej być nijakim czy nawet słabym sportowcem, niż być debilem w internecie.
Czy sam Nicholas był taki słaby? Raczej bliżej mu do tego, niż do bycia dobrym, ale cały sezon w jego wykonaniu nie był dramatyczny czy fatalny. Najczęściej było tak sobie i bez historii. Zdarzyło się kilka wpadek, ale jednocześnie były też jakieś epizodyczne błyski.
Co prawda te pozytywne chwile często powiązane były z widocznie gorszą dyspozycją jego kolegi, ale to akurat żaden zarzut, bo takie coś też trzeba wykorzystywać. To chyba największy plus kampanii Latifiego, dzięki któremu powstało wrażenie niedostania aż takich strasznych batów. Słowem klucz jest tu niestety "wrażenie", bo patrząc kompleksowo na wyniki czy nawet oceny, śladów po razach można naliczyć całkiem sporo.
Fakt jest natomiast taki, że gdy George trochę spuszczał z tonu, potrafił być podgryzany, co chyba najlepiej pokazuje końcówka sezonu na wykresie powyżej. I tak bardzo, jak z powodu zakładanej klasy obu zawodników powinno się za to uderzać raczej w Brytyjczyka, tak uczciwe jest przyznanie, że Nicky czasem potrafił być bliżej. Tyle jego.
Problem w tym, że nie były to występy wybitne, na które stać było to auto, a po prostu wypadające korzystniej w porównaniu z kolegą. Lepszy rydz niż nic, ale do koszyka grzybów czy choćby łyżki wigilijnego sosu nadal daleko.
Dobrze pokazuje to na przykład strata na jednym okrążeniu. Była duża, ale zmniejszyła się z 0.539 sekundy na 0.372 sekundy. Na pewno fajnie nie mieć tej piątki z przodu, wygląda ładniej i w ogóle, ale to nadal sporo. Niewiele lepiej nie znaczy fantastycznie.
Nie wiem, na ile jest to wymierne, mając na uwadze straty na prostych, na które narzekał Latifi, a także kosmiczne okrążenia drugiego (czy tam pierwszego) bolidu, wrzucające go nagle do top 3. Wiem jednak, kto potrafił wyczyniać cuda sporadycznie naprawdę porządnym pakietem, a kto często męczył się w okolicach wyjścia z Q1.
W podsumowaniu 2020 roku Bartek Budnik napisał, że Haas przyćmił sezon Magnussena. Czy Nicholas przyćmił kampanię Williamsa? Niby tak, ale nie do końca. Gdy ekipa z Grove była (bywała) mocniejsza, Latifi też szedł do góry. Nie leciał rakietą w okolice Red Bulla czy Mercedesa, ale przybliżał się do top 10, a przy odrobinie szczęścia był w stanie się tam znaleźć.
Te 7 punktów, które zgromadził 26-latek, to o 7 więcej od tego, co zakładano przed startem sezonu. Raczej mało kto spodziewał się i skoku Williamsa (pan Capito jest debeściak), i takiej bylejakości ze strony głównej konkurencji, czyli Alfy Romeo, ale to niekoniecznie jest jego problem, skoro zrobił swoje w najważniejszych momentach, np. wywożąc większą zdobycz z Hungaroringu.
Gdyby jeszcze kilka innych razy był po prostu poprawny, nie rozbijał się na Imoli czy w Abu Zabi, a parokrotnie pojechał choć trochę szybciej, odbiór jego sezonu mógłby być inny. Aż dziesięć razy Nicholas otrzymał od nas notę mniejszą lub równą 4, w tym pięciokrotnie było to 3 lub gorzej. Prawie połowa sezonu na takim poziomie. Mało, po prostu za mało.
Niby jeżdżąc raczej z tyłu stawki i nie będąc topowym prospektem, raczej jest się skazanym na gorsze postrzeganie, ale gdyby tylko ograniczyć te najsłabsze rundy, być regularnie przynajmniej jako tako średnim, można byłoby zamienić łatkę kogoś nijakiego na - naciągane, ale niech będzie - nawet solidnego.
Mimo tego ktoś, kto wykorzystał kluczowe okazje, a do tego położył pod zespołową choinką utuczoną świnkę skarbonkę, mógł po ogólnie takim sobie (kolejnym) sezonie utrzymać się w F1, nawet jeśli sprzyjały mu również okoliczności w postaci odejścia Russella i chęci utrzymania jakiejkolwiek stabilności w Grove w obliczu rewolucji technicznej. Tyle dobrego, że zawsze można wyciągnąć te sporadyczne wzloty i próbować bronić tej decyzji.
Kończą się natomiast czasy wybaczania Latifiemu nijakości czy puli kilku błędów na sezon. Lavazza mogła komuś smakować, ale coraz więcej osób w zespole ma ochotę na kawę speciality. Rządzony przez urodzonego zwycięzcę Williams idzie w górę. Jeśli Alex Albon wróci na poziom z 2019 roku, a ekipa do ciągłej walki, to takie plusiki, jakie Kanadyjczyk zgarnął w tym roku, za nic nie obronią go w przyszłym.