Lando Norris wezwał organizatorów Grand Prix Singapuru do wprowadzenia zmian w ostatnim zakręcie po wczorajszym wypadku reprezentanta stajni z Silverstone.
Podczas sobotniej sesji kwalifikacyjnej zdradliwość lokalnego obiektu ponownie dała o sobie znać, o czym na własnej skórze przekonał się tym razem Lance Stroll, który wskutek utraty sterowności bardzo mocno robił swój bolid na wyjściu z końcowego fragmentu trasy.
Pierwotne informacje jednoznacznie wskazywały, iż sam zainteresowany nie doznał żadnych poważnych obrażeń, a jego występ w wyścigu nie stał pod znakiem zapytania. Dziś natomiast ekipa zielonych przekazała, że jej podopieczny nie weźmie jednak udziału w głównym wydarzeniu weekendu z powodu bycia obolałym i zbyt dużych uszkodzeń samochodu.
Najbliżej opisywanego zajścia w trakcie czasówki był Lando Norris, który wpadając na prostą startową natknął się na sporych rozmiarów szczątki maszyny Kanadyjczyka.
- Dotarłem tam, zanim na torze pojawiły się żółte flagi, więc nie miałem żadnej wiedzy na temat tego incydentu aż do momentu wyjścia z zakrętu - powiedział Brytyjczyk, cytowany przez RaceFans. - W momencie, gdy wchodziłem w zakręt, było widać dym, ale trudno było mi stwierdzić, co dokładnie się tam wydarzyło. Wtedy Lance cały czas się jeszcze obracał i wracał na tor, więc szybko zahamowałem, ponieważ nie wiedziałem, czy przypadkiem nie przejedzie w poprzek. Na poboczu było mnóstwo śmieci i opona, więc na wszelki wypadek po prostu schowałem nieco głowę.
- Najważniejsze jest to, że wydostał się o własnych siłach z bolidu, ponieważ była to bardzo poważna kraksa. Każdy incydent w tym fragmencie jest dość nieprzyjemny, więc to dobry znak, że udało mu się tak szybko wydostać z samochodu.
Kierowca McLarena podczas spotkania z mediami zwrócił uwagę na fakt, że opisywana część toru nie jest równa jak stół, co z automatu wpływa na nerwowe zachowanie bolidów.
- Nie wiem, czy na przyszły rok uda się wprowadzić jakieś drobne poprawki w tym fragmencie, ale jest tam swego rodzaju spadek, niekoniecznie gładki, przez co ryzykowne jest pokonywanie tego zakrętu z gazem w podłodze. Było już kilka przykładów takich sytuacji, w których trzeba od razu odpuścić gaz i całe okrążenie, bo gdy spróbuje się pojechać na sto procent, skończy się tak jak w przypadku Lance'a. Chodzi po prostu o bezpieczeństwo. Nie sądzę, że na wyjściu leży również najlepsza tarka, zgodna z ogólnymi standardami. Może to coś [do zmiany] na kolejny sezon.
- Podczas jazdy czuć jakąś nierówność. Nie wiem, co to jest, ani jak to dokładnie wygląda. To coś jak duży garb, a być może reszta nitki jest niższa niż to miejsce. Na początku wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale podczas powrotu na tor mocno destabilizuje to samochód. Obecne bolidy muszą być ustawione bardzo nisko ze względu na przepisy, więc gdy tylko pojawi się jakiś większy wybój, to od razu uderzasz podłogą o asfalt i już cię nie ma, ponieważ całkowicie tracisz panowanie nad samochodem. Powiedziałbym więc, że wypadek Lance’a nie wydarzył się z jego winy.
- To nic nowego, gdyż po uderzeniu w krawężnik lub coś podobnego takie rzeczy mogą się zdarzyć. Takie są jednak przepisy, że trzeba jeździć nisko, sztywno i tak dalej. Opisywane wybrzuszenie jeszcze kilka lat temu nie było żadnym problemem, ale teraz wygląda to inaczej.