Grzegorz prosił mnie, żebym przygotował wrażenia z wyjazdu na Zandvoort. I od razu powiem - są one bardzo pozytywne. W Holandii zameldowałem się w środę. Lądując na Amsterdam Schiphol, przywitała mnie przepiękna pogoda, która utrzymała się przez kolejne dni - słoneczko schowało się na chwilę dopiero w niedzielę.

Nie minęło nawet 10 minut od wyjścia z terminala, by Holandia pokazała, jak śliczna potrafi być końcówka sierpnia. Ulice i parki buchały zielenią, a depresja Karolków z Ferrari i ich łzy rozpaczy lokalnego terenu zapewniła liczne kanały i zbiorniki wodne, malowniczo wpisujące się w krajobraz.

Amsterdam Rembrandpark

Po odebraniu karty do pokoju przeszedłem się na spacer po okolicy. Nad miastem powoli zaczynał zapadać wieczór, a ja zatrzymałem się na szybki obiad w tajskiej knajpce. Po naprawdę niezłym posiłku, którego nazwę ledwo byłem w stanie wymówić, nie myśląc nawet o próbie jej zapamiętania, ruszyłem dalej prowadzony kanałami i mostkami wschodniej dzielnicy Amsterdamu, ciesząc się chwilą spokoju przed kolejnymi dniami armagedonu, na jaki zapowiadało się Grand Prix Holandii.

Debiut na torze

Wyścig na Zandvoort było tak naprawdę moim debiutem na torze. Choć wcześniej miałem okazję odwiedzić obiekty takie jak Silverstone czy pojechać na E-Prix Rzymu, F1 znałem jedynie od strony teoretycznej. Na szczęście miałem wsparcie w postaci najlepszego redaktora najlepszego portalu na czarnogórskiej domenie (i nie tylko czarnogórskiej), który podsyłał mi wskazówki i oferował ogólne know-how przeżycia w padoku.

W tym miejscu chciałbym również bardzo podziękować Sarze Habets z redakcji MotorLat za niesamowitą współpracę przez cały weekend przy nagrywaniu konferencji i wypowiedzi światka F1, jak i za pomoc w odnalezieniu się w padoku. Sara, jesteś wielka.

Dzień w rozpoczął się od - jakżeby inaczej - porannego budzika. Zandvoort nie leży daleko od Amsterdamu, lecz odległość nieco ponad 20 kilometrów wymaga skorzystania z takiego czy owego rodzaju transportu. Holendrzy jednak zdawali się mieć głowę na karku, gdyż pod tor można było dojechać chyba każdym możliwym środkiem, oczywiście z rowerem na honorowym miejscu.

Szukając wcześniej informacji o możliwości dotarcia na obiekt, rzuciła mi się w oczy opcja dojazdu koleją. Operowane przez holenderskiego przewoźnika Nederlandse Spoorwegen, wygodnie nazywanego NS, pociągi Sprintery Lighttrain przypominały nieco polskie Impulsy. Zdecydowałem się więc na tę opcję i cieszę się, że to zrobiłem - cała podróż trwała równiutkie pół godzinki, a komfortowy i dobrze wyciszony wagon pozwalał w spokoju podziwiać nadmorskie krajobrazy w promieniach nieco jeszcze ziewającego (nie tylko) słońca.

Zandvoort before the GP

Wysiadając o wpół do ósmej na stacji Zandvoort mieścinka sprawiała wrażenie sennej i spokojnej. Gdyby nie obecne wszędzie banery i flagi, nic by nie wskazywało, że za dwa dni centrum kraju przeniesie się właśnie tutaj.

Biuro akredytacyjne znajdowało się w jednym z pokoi w hotelu położonym obok toru. Niewielki zonk, jakim okazał się brak organizacji w drukowaniu plakietek, na szczęście potrwał jedynie godzinę. Parę minut przed 10 skierowałem swoje kroki na arenę zmagań..

Padok na Zandvoort jest nietypowy - media centre i motorhome'y znajdowały się w zatoczce pomiędzy prostą startową a zakrętami T2-T3, podczas gdy reszta padoku wymagała przejścia do okolicy bankingu i trzeciego sektora. Nawet mimo jego rozdzielenia miejsca było mało. Na szczęście położenie budynków było intuicyjne i raczej dobrze oznakowane, więc dotarcie do biura nie stanowiło żadnego problemu.

Po odebraniu swojego stanowiska - nomen omen o numerze F1 - i zaznajomieniu się z rozłożeniem poszczególnych obiektów skorzystałem z porannego spokoju i przeszedłem się na track walk. Oczywiście wszystkich najbardziej ciekawiły zakręty nr 3 i 14, jak i . Od razu zaznaczę - telewizja nie oddaje, jak bardzo nachylone są te zakręty, nawet mimo użycia stabilizowanej kamery w samochodzie Ferrari.

T3 Zandvoort

T14 Zandvoort

Raczej marna próba zmierzenia nachylenia wyrzuciła 19° w trójce i 18° w czternastce - co teoretycznie zgadza się z oficjalnymi danymi. Warto tutaj wspomnieć, że te sekcje nie są wyjątkami - całe Zandvoort jest pofalowane w mniejszym lub większym stopniu, a wraz z płynącymi zakrętami i nadmorską florą nitka toru zyskuje malowniczości.

Zandvoort

Wkrótce też zapuściłem nosa do pit lane, w którym zespoły przygotowywały się do weekendu, trenując pit-stopy czy sprawdzając sprzęt. Wśród najzagorzalej ćwiczących ekip przodowało Ferrari, choć akurat tutaj trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że praktyka czyni mistrza.

Ferrari Zandvoort

O 12:45 przyszła pora na pierwszą tego dnia sesję dla mediów, która rozpoczynała prawdziwe zatrzęsienie serii wywiadów i konferencji. Rozpoczynając od Fernando, świecącego oczyma przed pytającymi o zajście ze Spa dziennikarzom, przez wizytę w pokoju konferencyjnym na wywiady z między innymi Carlosem, Lando, Georgem czy Maxem (z czego ostatnia dwójka w szczególności wydawała się być rozbawiona komentarzami Estebana Ocona o byciu dobrymi kolegami z Gaslym), po odwiedzenie Seba w motorhomie Astona Martina, atmosfera wydarzenia była nieziemska.

Zaskoczyło mnie przy tym, jak bardzo wszyscy są na "Ty" w padoku. Niemal nie istniała sytuacja, w której nie można podejść do kogoś i powiedzieć dzień dobry lub poprosić o wypowiedź na jakiś temat.

Na konferencji Haasa bardzo dobrym nastroju był Guenther Steiner, którego udało mi się zapytać o nowe koszulki z jego złotymi myślami. Niestety Włoch nie będzie mógł powiedzieć "we look like a bunch of f****** legends", gdyż kategorycznie odmówił ich noszenia. Ostatnie wywiady zakończyły się koło godziny 18, a wszyscy przygotowywali się na nadchodzące sesje.

Piątek na torze przyniósł pierwsze jazdy oraz atmosferę święta.

Zandvoort grandstands

Królowej motorsportu w Holandii towarzyszyły zarówno F2, jak i F3. Ponieważ przepustka medialna FIA pozwalała na wejście do padoku młodszych serii, niezwłocznie skorzystałem z okazji. Odwiedzenie garaży serii juniorskich było pierwszą rzeczą tego dnia. W nich już wrzało, gdyż pierwsza sesja treningowa Formuły 3 rozpoczynała się o 8:50.

Po wrzuceniu czegoś na ząb o 11:00 nadeszła pora na spacer po pit-lane, gdzie zespoły zobowiązane były wystawić bolidy wraz z kimś omawiającym poprawki przywiezione na wyścig. O ile czołowa trójka nie okazała się być zbyt rozmowna, a przedstawiciel McLarena wymiękł przy pytaniu o sztywność stabilizatorów poprzecznych w związku z nachyleniem toru, tak w Alpine ugościł mnie Matt Harman, dyrektor techniczny zespołu, z którym udało mi się uciąć cudowną i prawie 15-minutową pogawędkę.

Ostatecznie poprawek przywiezionych przez zespoły nie było wiele, ale główną uwagę wszystkich przykuwało zapowiedziane na sezon 2023 przez FIA powiększenie lusterek. I rzeczywiście, są one naprawdę duże w porównaniu do tych aktualnych.

Zandvoort F1 2023 mirrors

F1 Zandvoort Ferrari

F1 Red Bull Zandvoort Dutch GP

Reszta piątku upłynęła pod znakiem obserwowania sesji treningowych różnych serii. Zaskakujące tempo Mercedesów i problemy Maxa ze skrzynią biegów nie powstrzymały jednak kibiców od dobrej zabawy na trybunach.

Jednak największym wydarzeniem w piątek okazało się ogłoszenie werdyktu CRB i oficjalne przejście Oscara Piastriego do McLarena, co rozgrzało padok do czerwoności. Z tej okazji wieczorem McLaren zorganizował - a w zasadzie sprytnie przesunął - sesję z Andreasem Seidlem i Zakiem Brownem, którzy przedstawili historię ze swojej perspektywy i opowiedzieli nieco o zakulisowych rozgrywkach kontraktowych.

W świetle skandalu z Australijczykiem wszyscy czekali na sobotnią konferencję z szefami zespołów, w której udział zarówno brali Andreas Seidl, jak i Otmar Szafnauer. Cóż, powiem jedynie, że Amerykanin z pewnością miewał przyjemniejsze wywiady, a organizatorzy mogą cieszyć się, że mikrofon przeżył.

Wyścigi niższych serii podtrzymywały emocje na wysokim poziomie przez cały dzień, również dla nas, dziennikarzy. Z wejścia do media centre mieliśmy cudowny widok na zakręt nr 3, który bolidy pokonywały, jakby nie obowiązywały ich zasady fizyki, na co patrzyło się świetnie.

Zandvoort turn 3

Przed samą czasówką atmosfera wydawała się być nieco nerwowa - głównym kandydatem do pola startowego nr 1 jawiło się Ferrari, a Mercedesy znajdowały się bardzo blisko Byków. Pocieszeniem dla kibiców był Max, który zajął trzecie miejsce w ostatnim treningu, jednak do komfortu było daleko. Komfortowym krokiem za to przechadzały się po torze lokalne gołębie, których nie ruszały pędzące bolidy. Tak już pozostało do samych kwalifikacji, gdzie wszyscy widzieliśmy batalię organizatorów i skrzydlatych kibiców.

Same kwalifikacje śledziłem w zagrodzie medialnej, w przerwach między zgrywaniem wypowiedzi kierowców próbując rzucać okiem na telewizor z transmisją reszty sesji. Zdobyte przez Maxa pole position tłum uczcił śpiewanym na całe gardło "Super Max". Nieco mniej szczęśliwy był za to Toto Wolff, który nawet na pokwalifikacyjnej konferencji dość mocno kręcił nosem na precedens kontraktowy ustanowiony przez McLarena i Oscara Piastriego.

Korzystając z ostatniej już okazji, wieczorem skoczyłem na ponowny track walk. Zandvoort, które zapadało już w sen, ponownie okazało się czarującym miejscem, a zachodzące słońce wydobyło z toru jeszcze więcej magii.

Zandvoort at sunset, Dutch GP 2022

Zandvoort at sunset, 2022 Dutch GP

Zandvoort sunset Dutch GP2022

Do snu szykowały się także bolidy, okryte specjalnymi narzutami plombującymi, czekając grzecznie na wyścig.

F1 Parc Ferme car seal

W niedzielę od samego rana było widać tłumy ciągnące na tor mimo wczesnej pory. Ponieważ na niedzielę rano nie zapowiedziano niczego, zdecydowałem się pospać trochę dłużej. Na szczęście nie za długo, bo gdy o 8:00 wsiadałem do pociągu, na peronie już był tłum. Na tor przybyłem na chwilę przed wyścigiem F3.

Zandvoort będąc małym obiektem z krótką i ciasną pit-lane, nie tylko wymaga własnego padoku dla F2 i F3, ale też nie zapewnia garaży dla zespołów. W efekcie ekipy muszą przenieść do pitów wszystko, czego mogą potrzebować w czasie wyścigu. Jak to w motorsporcie, rozwiązania bardzo pomysłowe i nieoczywiste są najbardziej cenione, a także często najpraktyczniejsze. W skrócie: urzekł mnie poniższy widok quadów.

F2 quad pit lane

Im bliżej godziny 15:00 znajdowały się wskazówki zegara, tym tłum na terenie całego obiektu stawał się coraz większy. Napięcie i ekscytacje dało się odczuć praktycznie w każdym zakamarku, a trybuny zmieniły kolor na pomarańczowy. Tuż przed 14 przedstawicielom mediów wolno było wejść do pit lane, jednak niezwłocznie zostaliśmy wygonieni przez ochroniarzy, gdyż bolidy zaczynały swoje okrążenia instalacyjne.

Niestety nie otrzymaliśmy wejścia na grid, lecz na szczęście można było stanąć w dobrym miejscu, skąd mogliśmy z obserwować przygotowania samochodów już na prostej z dystansu jedynie paru metrów.

F1 Haas grid Duthc GP

Alfa Romeo grid F1 Dutch GP 2022

Na sam start udałem się za płotek przy zakręcie nr 2, skąd to wspaniale było widać wyjście z Tarzana i podjazd do trójki. Po paru okrążeniach i rozjechaniu się stawki przeszedłem do zagrody dla mediów, starając się śledzić wyścig i akcję na reszcie toru. Sam wyścig, cóż, nie obfitował w najwięcej wydarzeń, lecz pytań do kierowców nie brakowało, zwłaszcza do Carlosa Sainza, który nieco gryzł się w język. Na konferencjach padły również pytania do Toto o strategię Mercedesa w wyścigu czy prośby o opinię Alana Permane ws. sytuacji w Alpine.

Byłem też zdziwiony tempem, w jakim zwijał się padok. Hospitality, które wyglądały jak co najmniej czterogwiazdkowe hotele, okazały się być możliwe do natychmiastowego rozłożenia. W międzyczasie gdy na trybunach panowała impreza, większość oficjeli i zespołowych VIPów dawno już uciekła na lot na Monzę.

Po dopięciu wszystkich obowiązków z toru zebrałem się i ja, zamykając prywatny rozdział GP Holandii i kończąc jeden z najlepszych weekendów w moim życiu, żegnany przez obrazek ciężarówek zabierających zbierany w pośpiechu sprzęt i odjeżdżających w stronę Włoch.

Dutch GP trucks