Po zakończeniu Grand Prix Australii Charles Leclerc zabrał głos na temat zjawiska porpoisingu, które w jego przypadku nie stanowi ogromnego problemu.
Reprezentant Ferrari ma za sobą perfekcyjny weekend na Antypodach, którym zrobił wrażenie na niemal całym światku F1. Monakijczyk zdołał wywalczyć pole position, które przekuł w zwycięstwo w wyścigu, prowadząc przez wszystkie okrążenia oraz wykręcając najszybsze kółko niedzielnych zmagań, co przełożyło się na pierwszego w jego karierze tzw. Wielkiego Szlema.
Po rundzie w Melbourne lider mistrzostw świata umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej, odnosząc drugą wygraną w sezonie 2022. Zawodnik z numerem 16 był nie do powstrzymania i nie pozostawił swoim rywalom żadnych złudzeń, wyciskając ze swojej maszyny maksimum potencjału.
Podczas minionego GP uwagę obserwatorów widowiska zwróciło podskakiwanie samochodów Leclerca oraz Carlosa Sainza. Zjawisko falowania bolidów na prostych, określane po angielsku mianem porpoisingu, od czasu zimowych testów jest jednym z przewodnich tematów w środowisku F1.
W Australii "morświnowanie" w największym stopniu dotknęło Ferrari oraz Mercedesa, chociaż w przypadku Scuderii problem ten nie był aż tak uciążliwy. W przeciwieństwie do ekipy z Brackley, której kierowcy borykali się z podskakiwaniem również w niektórych zakrętach, szczególnie tych pokonywanych z wysoką prędkością, zjawisko to nie miało znaczącego wpływu na osiągi stajni z Maranello.
Na konferencji prasowej o komentarz do tej sprawy został poproszony triumfator zawodów, który stwierdził, iż w rzeczywistości nietypowe ruchy samochodu nie przeszkadzają mu zbytnio w kokpicie F1-75.
- Nie wiem, dlaczego tak jest, ale nie jestem zbyt wrażliwy na podskakiwanie. Wygląda to bardzo źle z perspektywy kamery pokładowej. Odczuwam to zjawisko, lecz nie przeszkadza mi ono zbytnio pod względem osiągów - tłumaczył lider włoskiego zespołu.
- Może jedynie w zakręcie nr 9 był z tym problem, ponieważ dobijaliśmy tam do podłoża w dość dużym stopniu. Oczywiście jest to coś, z czym chcemy się zmierzyć, bo nie pomaga nam to w utrzymaniu spójności, zwłaszcza gdy zmagasz się z podskakiwaniem w zakręcie. Wówczas może to stanowić problem, więc musimy nad tym popracować.
- Tym razem to nie było kłopotliwe. Albo inaczej - nie pojechałbym szybciej bez podskakiwania. Trudniej było przy restarcie, bo to pojawiło się przed zakrętem nr 1. W takich chwilach nigdy nie masz aż takiej pewności, by zahamować ekstremalnie mocno. Poszło dobrze, chociaż pokonanie 58 kółek w ten sposób nie było najprzyjemniejsze.
Według Auto Motor und Sport auta Leclerca i Sainza "morświnują" wolniej i w przewidywalny sposób, natomiast w Mercedesie jest całkowicie odwrotnie. Na Albert Park Włosi pozwolili sobie na spore podskakiwanie, ponieważ nie ograniczało ono potencjału maszyny.
Chociaż lider klasyfikacji generalnej nie narzekał, a w Melbourne zdarzyło mu się rzucić, iż interesuje go szybki bolid, a nie komfortowy, to Ferrari poważnie podchodzi do kwestii wyeliminowania tego problemu, nawet jeśli jest on znacznie mniejszy niż w przypadku rywali, którzy mocno cierpią z jego powodu.
Z doniesień Corriere della Sera wynika, że następne poprawki do F1-75 będą dotyczyły podłogi, a ich celem ma być wyeliminowanie zjawiska. Binotto i spółka nadal jednak ostrożnie podchodzą do kwestii wojny rozwojowej, wierząc, że prędkość kryje się również w rozumieniu konstrukcji, a także chcąc utrzymać niezawodność.
Ten drugi aspekt był omawiany przez serwis Formu1a.uno, który dowiedział się, iż Ferrari zdecydowało się już na uwolnienie dodatkowych 5 koni mechanicznych. Od początku sezonu pojawiały się wieści o sprytnym planie sprawdzenia i tak już bardzo dobrej jednostki napędowej w bezpiecznym trybie. Czerwoni mają też rzekomo trzymać asa w rękawie na wypadek skutecznej diety cud Red Bulla.