Fred Vasseur skomentował dość późne wycofanie Carlosa Sainza z rywalizacji na torze Spa.

Hiszpan ma za sobą niezbyt udany występ w Grand Prix Belgii, gdyż po kolizji z Oscarem Piastrim uszkodzenia jego bolidu były na tyle poważne, że zespół po ponad 20 kółkach zdecydował się odpuścić dalszą walkę.

Co ciekawe, sam zainteresowany nie widział w opisywanym incydencie swojej winy i stwierdził, że idealnie trafił w wierzchołek w pierwszym zakręcie. Australijczyk, który zakończył jazdę niemalże od razu, oceniał to nieco inaczej.

Szef stajni z Maranello podczas spotkania z mediami przyznał, że brak natychmiastowego ściągnięcia drugiego uczestnika kolizji do garażu był w tym przypadku podyktowany faktem, iż ekipa liczyła na nagłe pokazanie czerwonej flagi. Właśnie wtedy mechanicy mogliby zająć się powstałymi zniszczeniami, a Ferrari w sprytny sposób uniknęłoby DNFa.

- Spodziewaliśmy się, że na pewnym etapie wyścigu pojawi się mocniejszy deszcz, przy którym wywieszona zostanie czerwona flaga - powiedział Fred Vasseur. - To z kolei pozwoliłoby nam naprawić samochód. Opady faktycznie nadeszły, ale wyścig nie został przerwany, więc postanowiliśmy się wycofać.

Francuz zapytany o to, ile dokładnie tracił Sainz w uszkodzonym aucie, odparł: - Nie oszacowaliśmy, jaki był wpływ na czasy okrążeń, ponieważ jest to dość trudne zadanie.

- Po prostu traci się siłę docisku, ale oprócz tego dochodzą jeszcze zmiany balansu. Tak więc nie obliczaliśmy strat na okrążeniach z pozostałym dociskiem i zmienionym balansem, ale z pewnością były one duże.