Kilku kierowców w trakcie czwartkowych konferencji prasowych wydało swoje osądy na temat głośnego incydentu, do którego doszło tydzień w Sao Paulo, zwracając szczególną uwagę na nieprzejrzystość zasad. Verstappen skomentował przy tym także postawę Mercedesa.

W zeszły weekend na Interlagos ponownie zawrzało, ponieważ mogliśmy oglądać kolejne wydanie walki o tytuł mistrzowski, która przyniosła ze sobą, niemal jak zawsze w tym roku, kontrowersyjne manewry i sytuacje.

Tym razem chodzi o wypchnięcie Lewisa w zakręcie 4., do czego doszło na 48. okrążeniu niedzielnych zmagań. Maxowi być może upiekło się, bo sędziowie nie obejrzeli kamery z jego kokpitu, oceniając tę sytuację, choć na temat ich decyzji opinie są tradycyjnie podzielone.

Sam 24-latek uważa, że nie miał innego wyjścia, a taka linia przejazdu była jedyną możliwą, aby skontrolować trudny do opanowania samochód.

- Nie oglądałem nagrania, bo byłem w tym samochodzie i widziałem to. To była dobra walka, ale oni wygrali. Moje opony były bardzo zużyte i gdybym skręcił bardziej gwałtownie, to po prostu bym się obrócił. Obaj zahamowaliśmy bardzo późno, więc to nie był łatwy zakręt do pokonania – stwierdził Verstappen.

Nie ma on żadnych wątpliwości co do poprawności swojego zachowania na torze, za które - jego zdaniem - uniknie konsekwencji.

- Nie przewiduję, żeby tak się stało [przyznano karę], ponieważ myślę, że to było uczciwe, zwyczajne twarde ściganie pomiędzy dwoma facetami, którzy walczą o mistrzostwo. Więc sądzę, że to i tak nie byłoby łatwe wyprzedzanie, bo nie taki jestem i nie uważam, że tak powinna wyglądać bitwa o tytuł.

Max Verstappen, Lewis Hamilton

- Oni już po dyskwalifikacji powiedzieli, że będą się czepiać wszystkiego, nawet jeśli będzie to zwisający kawałek taśmy. To normalna reakcja i tego oczekujemy - dodał dla Sky, odnosząc się m.in. do ostatnich ostrych wypowiedzi Toto Wolffa, który deklarował koniec z dyplomacją.

- To dwie różne sprawy [w porównaniu do Silverstone]. Lewis tym razem wygrał wyścig, a ja w Wielkiej Brytanii byłem na ścianie, więc to nie jest to samo. Ale tak jak mówiłem, teraz oni są urażeni dyskwalifikacją. 

- Gdyby było odwrotnie, efekt byłby taki sam. To twarde ściganie. Walczymy o mistrzostwo i nie jesteśmy w przedszkolu. 

Do całej sprawy bardzo spokojnie podchodzi Lewis Hamilton, który podczas zmagań nie czuł wcale, aby jazda jego rywala przekraczała limit. Przyznał również, że dalsze rozpatrywanie możliwego przyznania kary niezbyt go interesuje.

Lewis Hamilton

- Nie uczestniczyłem w tym [procesie rewizji], ale jestem tego świadomy i w pełni wspieram mój zespół. Trudno jest oceniać coś, czego nie widziało się ze wszystkich możliwych perspektyw.

- Po obejrzeniu [onboardu Maxa] mam naturalnie inne zdanie [niż na gorąco], ale używam całej swojej energii do jak najlepszego ustawienia samochodu i upewnienia się, że będę miał odpowiednio nastawioną głowę w ten weekend, więc ani trochę się tym nie zajmuję - mówił triumfator ostatniego Grand Prix.

Jego przyszłoroczny team-mate, George Russell, widzi jednak bezapelacyjne przewinienie po stronie zawodnika reprezentującego barwy Red Bulla, choć równie dobrze możemy to odbierać jako dyplomatyczną wypowiedź, z której jego nowy pracodawca jest z pewnością bardzo zadowolony.

George Russell

- Czy będzie za to kara nałożona wstecz? Tego nie wiem. A czy powinna tam być kara? Sądzę, że tak. Nie możesz tak po prostu zahamować 25 metrów później niż na każdym innym okrążeniu i wypchnąć innego kierowcę z toru. To nie jest sprawiedliwe ściganie. To twardsze ściganie, ale nieuczciwe.

Kierowcy Ferrari podkreślili natomiast brak konsekwentności sędziów i niezwłoczną potrzebę ustalenia, co jest zgodne z przepisami, a co wykracza poza ich granice i zasługuje na doliczenie sekund do końcowego czasu wyścigu.

Charles Leclerc powiedział nawet, że jeśli tylko ten manewr ujdzie Verstappenowi płazem, to zamierza swoim stylem dopasować się do wyznaczonej granicy i jeździć w ten sam sposób. Monakijczyk dwa lata temu na Red Bull Ringu znalazł się w podobnej do Lewisa sytuacji, gdzie również sprawcą był kierowca z numerem 33, którego ominęła kara za ostry atak w zakręcie nr 3.

- Są takie same [zasady] dla wszystkich kierowców. Zawsze będziemy próbowali jeździć na granicy tego, co jest dozwolone. I to właśnie zamierzam robić, jeśli takie przypadki są dopuszczalne. Cokolwiek jest dozwolone, musi być przejrzyste. Tego się jedynie obawiam.

Carlos Sainz, jego zespołowy kolega, wrócił zaś do tegorocznego wyścigu w Austrii, podczas którego 5 sekund za wypychanie z byłego A1 Ringu doliczano Lando Norrisowi i dwukrotnie Sergio Perezowi, a także zwrócił uwagę na potrzebę ujednolicenia reguł, szczególnie w tak zaciętym sezonie.

- Sądzę, że niezależnie od miejsca, w którym się ścigamy, potrzebujemy mieć klaryfikacje, a także wiedzę i założenia. Jeśli tego nie będzie, to wyjątkowo trudno będzie zachować spójność.

- Widzieliśmy już w tym roku w Austrii, że wypchnięcie kogoś z toru skutkowało przyznawaniem 5-sekundowych kar. Widzieliśmy też, że innych torach tego nie robiono.

- Musimy się poprawiać jako sport, aby było jasne, jak można się ścigać, szczególnie dla dwóch zawodników, którzy rywalizują o tak wysoką stawkę i muszą wiedzieć, co mogą, a czego nie mogą robić - zakończył Hiszpan.