Po zakończeniu czasówki do Grand Prix Australii Max Verstappen dość obszernie odniósł się do problemów, które trapią go za kierownicą samochodu Red Bulla od początku tegorocznej kampanii.
Urzędujący mistrz świata zajął drugie miejsce w kwalifikacjach na torze Albert Park, ustępując Charlesowi Leclercowi o niemal trzy dziesiąte sekundy. Głównym powodem przegrania pojedynku z Monakijczykiem były kłopoty z balansem, które wydatnie utrudniały Holendrowi jazdę.
Po piątkowych treningach Verstappen był nastawiony optymistycznie do dalszej części wyścigowego weekendu na Antypodach, chwaląc zespół za wprowadzenie przydatnych zmian w ustawieniach, lecz w sobotę sytuacja uległa drobnemu pogorszeniu. Zawodnik z numerem 1 na bolidzie stracił pewność siebie za kierownicą, przez co nie był w stanie wykorzystać pełnego potencjału RB18 na jednym okrążeniu.
Problemy Maxa wyglądały bliźniaczo do wydarzeń z Arabii Saudyjskiej, gdzie w kwalifikacjach okazał się wolniejszym kierowcą od Sergio Pereza oraz duetu Ferrari. Tym razem dla 24-latka wszystko potoczyło się lepiej, bo pierwszy rząd jest na papierze dobrym wynikiem, ale napotykane kłopoty wydają się być uciążliwe.
- Nie wiem, czy trzy dziesiąte [straty do Leclerca] to blisko, czy nie, ale cały weekend był dla mnie okropny. Po prostu nie mieliśmy dobrego balansu, cały czas za czymś goniłem i nigdy nie czułem się komfortowo na jednym kółku, z wyjątkiem dłuższych przejazdów - tłumaczył autor drugiego czasu w kwalifikacjach podczas konferencji prasowej dla top 3 tejże sesji.
- Miałem problemy z ustawieniami i najwyraźniej nie udało nam się polepszyć tej sytuacji. Po prostu zmagałem się w dużym stopniu z balansem bolidu, a to nie zapewnia pewności w prowadzeniu.
Na pierwszym pomiarowym przejeździe w Q3 Verstappen jechał znakomitym tempem, lecz przyblokował opony w przedostatnim zakręcie, co zdaniem Christiana Hornera kosztowało go około 0.3 sekundy. Do tej sytuacji odniósł się także sam zainteresowany.
- Podczas mojej pierwszej próby w Q3 zacząłem czuć się trochę lepiej i w zasadzie byłem w stanie skleić [dobre] okrążenie, ale znów zablokowałem koła w jednym zakręcie w wyniku przypadkowej zmiany balansu. Szczerze powiedziawszy, nie było więc wspaniale.
Z wypowiedzi lidera Czerwonych Byków wynika, że tegoroczna konstrukcja Adriana Neweya i jego zespołu technicznego pozwala na walkę o najwyższe cele w każdy weekend, ale jednocześnie ma dość specyficzną charakterystykę, a jej właściwe dostrojenie stanowi niełatwe zadanie. Nie jest to nic nowego, ale w poprzednich latach wyglądało to nieco inaczej.
Tendencja ta uwydatniła się przede wszystkim od 2019 roku, co zbiegło się z odejściem Daniela Ricciardo i kłopotami Pierre’a Gasly’ego oraz Alexa Albona. Tylko Verstappen potrafił w odpowiedni sposób okiełznać samochód i wykrzesać z niego maksimum, często dostarczając nawet coś ekstra. Tak było chociażby w USA 2021, kiedy RB16B nie był zgodny z jego preferencjami.
W poprzedniej generacji bolidów Maxowi odpowiadał specyficznie i agresywnie rotujący do wierzchołków zakrętów samochód, który dla wielu innych zawodników czynił to zbyt gwałtownie. Gdy w minionym sezonie tylna oś trzymała trochę bardziej, uniemożliwiając przodowi takie atakowanie podczas skręcania, do gry od razu - czasem z treningu na trening, jak w Turcji 2021 - powracał powoli uczący się maszyny Sergio Perez. Teraz sytuacja uległa zmianie.
- Lubię mieć samochód, który ma “szpiczasty” przód [z ang. "pointy", czyli w uproszczeniu bardzo mocny, kierujący auto dokładnie tam, gdzie chce zawodnik, bez żadnej podsterowności]. Jeśli jednak jest on zbyt mocny, zaczynasz przesadnie się ślizgać. Wtedy nie możesz nic zrobić. Trzeba to wypośrodkować, ale jak do tej pory mamy z tym kłopoty - tłumaczył dla Sky.
Sezon 2022 może przynieść większe wyzwanie na tej płaszczyźnie. Pomimo bliskiej walki z Ferrari Max nie czerpał radości z dzisiejszych zmagań i nie czuł satysfakcji z wywalczonego wyniku, dając do zrozumienia, że problemy nie są powiązane jedynie z układem toru Albert Park i w większym stopniu tyczą się specyfiki maszyny.
- Cóż, prawdopodobnie tor ma z tym coś wspólnego, ale nie ulega wątpliwości, że dotychczas [w tym sezonie] w kwalifikacjach nie było fantastycznie z powodu balansu, który nie był świetny - odparł, pytany przez The Race, z czym należy łączyć jego aktualne problemy.
- Oczywiście po zakończeniu Grand Prix jeżdżę w symulatorze, próbuję znaleźć dobrą bazę [dla ustawień], ale w momencie przyjazdu na tor zaczynam przez cały czas napotykać trudności. Muszę zrozumieć, dlaczego tak jest, ponieważ w tej chwili nie jest to zbyt przyjemne.
- Miałem nadzieję na pierwsze miejsce, ale musimy przyjąć pozycję, na której się znajdujemy, chociaż cały weekend był dla mnie trochę trudny. Tak naprawdę nigdy nie znalazłem przyczepności niezależnie od tego, czy był to przód auta, czy jego tył - dodał w rozmowie z telewizją Sky.
- To po prostu nie jest dobra sytuacja. Doświadczam tego od początku roku, ale nigdy nie znalazłem wygodnego balansu, dzięki któremu mógłbym pokonywać zakręty w oczekiwany sposób, zwłaszcza w kwalifikacjach. To duże ograniczenie i coś nowego w moim przypadku, patrząc na ostatnie trzy lata.
- Oczywiście brzmi to, jakbym zajął 18. miejsce, ale uważam, że mamy spory potencjał samochodu, którego nie pokazujemy.
- Mamy całkiem dobry balans na wyścig. Na dłuższych przejazdach wydawało nam się, że mamy wszystko pod kontrolą. Spodziewam się, że będzie ciasno, a być może Ferrari uda się coś znaleźć. Mam nadzieję, że tak się nie stanie i że znów będziemy mogli stoczyć dobrą walkę - skwitował Max.