Po ubiegłym weekendzie ponownie pojawiły się wątpliwe głosy na temat przygody Maxa Verstappena z simracingiem. Powodem było granie Holendra do trzeciej w nocy, podczas gdy wyścig Formuły 1 rozpoczynał się o godzinie piętnastej.
Podobne sytuacje miały miejsce również podczas GP Arabii-Saudyjskiej oraz GP Emilii-Romanii, lecz szczególnie we Włoszech Verstappen popisał się wybitną jazdą i zwyciężył na Imoli, a także odniósł sukces w świecie wirtualnym. W tamtym momencie do reprezentanta Red Bulla nie można było mieć żadnych zastrzeżeń, a wręcz podkreślano, iż łączenie obu profesji jest godne podziwu.
W trakcie niedzielnych zmagań na Węgrzech Max był niezwykle nabuzowany, co odczuł przede wszystkim jego zespół i inżynier, Gianpiero Lambiase. Dyspozycja na torze również nie była taka, do jakiej przyzwyczaił nas panujący mistrz, a piąte miejsce to spore rozczarowanie, zważając na to, iż Red Bull był zdecydowanie drugą siłą na Hungaroringu.
Narracja natychmiast się odwróciła i pojawiło się sporo komentarzy, które zarzucały Holendrowi, że nie podchodzi do królowej motorsportu z należytym szacunkiem. Głos w tej sprawie zabrał Helmut Marko, który na łamach speedweek.com przyznał, że wraz z zawodnikiem ustalił, iż ten nie będzie brał udziału w tak późnych sesjach e-sportowych w trakcie weekendów Formuły 1.
- Max był dość wrażliwy w ten weekend - poinformował Austriak. - Oczywiście nie trzeba było długo czekać na krytykę. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że połowę nocy spędza na simracingu. Przy okazji rundy na Imoli poszedł spać o trzeciej nad ranem po wirtualnej rywalizacji. On ma inny rytm snu i odespał swoje siedem godzin.
- Uczestniczył w tym nocnym wyścigu tylko dlatego, że kierowca z jego zespołu odwołał swój występ. Niemniej jednak uzgodniliśmy, że w przyszłości nie będzie już brał udziału w wirtualnych zawodach, które odbywają się tak późno.