Jak poinformował Autosport, piątkowe analizy incydentów z Singapuru zakończyły się tym, iż sędziowie przyznali się do błędu.
Nie milkną echa kontrowersji z poprzedniej rundy mistrzostw świata, podczas której Max Verstappen musiał tłumaczyć się z aż trzech potencjalnych naruszeń przepisów. Chociaż wydawało się, że przynajmniej jedna kara była stuprocentowo pewna, Holender otrzymał jedynie dwie reprymendy.
Wzbudziło to oburzenie niemalże całego środowiska, a wczoraj okazało się, że zespoły zechciały poznać dodatkowe wytłumaczenie tych zaskakujących werdyktów. Dzięki tegorocznym zmianom, o których dowiedziała się czarnogórska domena, takie przeglądy są dostępne na życzenie i służą usprawnianiu Formuły 1. Nie należy jednak mylić ich z żadnymi regulaminowymi mechanizmami, które mogą ingerować w podjęte już decyzje.
Więcej na temat tych procedur, a także istotnym w tej sprawie ograniczeniu rotacji arbitrów, pisaliśmy wczoraj TUTAJ.
Z doniesień Autosportu wynika, że oceniający zawody po ponownym przyjrzeniu się materiałom przyznali się do pomyłki. Gdyby dochodzenie odbyło się raz jeszcze, Max Verstappen zostałby przesunięty o 3 pola startowe za blokowanie Yukiego Tsunody. Takie samo rozstrzygnięcie zapadłoby w przypadku Logana Sargeanta, który blokował Lance'a Strolla.
Potwierdzono ponadto, że decyzje z GP Singapuru nie będą używane w przyszłości jako precedensy. Opinie zostaną usunięte z bazy danych, by nie korzystano z nich przy analizowaniu kolejnych zajść.
Matteo Perini, który sędziował na Marina Bay, a na Suzuce zapewnia połączenie między różnymi składami, miał potwierdzić to, co było już przytaczane na wcześniejszym etapie sezonu - brak komunikacji ze strony zespołu nie powinien być okolicznością łagodzącą i chronić kierowców przed poważniejszymi sankcjami.
Nie zmieniono natomiast zdania w kwestii zatrzymania się na końcu pit lane, czego również dopuścił się urzędujący mistrz. Uznano, że chociaż czekanie w alei nie jest zabronione, to należałoby stworzyć przepis, który obejmowałby takie zachowanie.