Arbitrzy postanowili nie wyciągać żadnych konsekwencji względem Maxa Verstappena. 

Po około dwóch godzinach od zakończenia czasówki sędziowie postanowili wezwać na dywanik urzędującego mistrza świata, który w trakcie Q1 dopuścił się potencjalnego przyblokowania Kevina Magnussena.

Komisja sędziowska po przeanalizowaniu całego zajścia postanowiła nie nakładać na Holendra żadnej kary, co zostało wytłumaczone tym, że jego obecność przed bolidem Haasa nie była bezpośrednią przyczyną sportowej straty Duńczyka.

- Verstappen przyznał, że widział nadjeżdżające auto po tym, jak minął linię kontrolną na końcu swojego pomiarowego przejazdu, a następnie przesunął się na lewą stronę toru po wyjeździe z zakrętu nr 1 - napisano w oświadczeniu. - Magnussen stwierdził, że w celu uniknięcia rywala musiał przesunąć się w prawo, przez co stracił czas na szybkim okrążeniu. 

- Na podstawie analizy wideo i audio sędziowie ocenili, że Magnussen dotknął tarki w zakręcie nr 1, co doprowadziło do małej zmiany w przyspieszaniu. To z kolei miało przełożenie na uzyskanie nieznacznie gorszego czasu następnych w minisektorach. Uznano więc, że Magnussen nie musiał wykonać znaczącego manewru wymijającego.

- Jednocześnie podkreślamy, że wpływu na tę decyzję nie ma to, iż jego czas został później usunięty ze względu na naruszenie limitów toru w zakręcie nr 10. Jakiekolwiek incydenty są zawsze analizowane niezależnie od innych zajść czy kar.