Max Verstappen zgodnie z obietnicą udzielił mediom dłuższych wypowiedzi, ale stało się to już po proteście, który miał miejsce na konferencji prasowej. Krótkie spotkanie, zorganizowane w chaotycznych warunkach, naturalnie zdominował temat kary, którą otrzymał za przeklinanie.

Gdy tylko Holender odłożył mikrofon z logotypami F1 i FIA, miał znacznie więcej do powiedzenia. Rozmowy nie były jednak łatwe, bo jego obowiązkiem było natychmiastowe udanie się do zagrody telewizyjnej. Dlatego „konferencja Verstappena” odbywała się podczas drogi do stanowisk TV, a więc nawet na schodach czy na środku padoku F1.

Mimo tego udało mu się podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat całego zamieszania, które podsumował dosadnie: - Uważam, że to, co się dzieje, jest absurdalne.

- Dlaczego niby miałbym udzielać pełnych odpowiedzi? Przecież mogę bardzo łatwo, jak widać, dostać grzywnę albo karę. W takim razie wolę nie mówić za dużo. Oszczędzę gardło, a wywiady i tak można zrobić gdzieś indziej. Jeśli potrzebujecie odpowiedzi lub macie jakieś pytania, to dawajcie. 

Następnie wyjaśnił, co usłyszał od przedstawicieli FIA. Co ciekawe, w obronę wziął arbitrów, choć formalnie to oni nałożyli na niego karę pracy społecznej.

- Chciano ustanowić precedens - tłumaczył Max. - Wcześniej inni otrzymywali ostrzeżenia lub małe grzywny. Ja natomiast miałem być poważniejszym przykładem.

- Dla mnie to jest trochę dziwne. Przecież nie przeklinałem w stronę nikogo konkretnego. Powiedziałem tylko jedną rzecz o moim bolidzie. Ale taki zapis jest w Kodeksie [Międzynarodowym Kodeksie Sportowym], a oni muszą się trzymać przepisów. 

- W zasadzie to nie jest wina sędziów. Nie chcę ich za to winić. Odbyłem z nimi naprawdę pozytywne rozmowy. Oni tylko muszą stosować się do Kodeksu. Wykazali się sporym zrozumieniem. Dla nich to również trudna sytuacja. 

Pytany, czy w XXI wieku nie można już wprost wyrażać emocji, odparł: - W tych czasach nie wszędzie. Ale szczerze, nie powiedziałem nawet niczego aż tak złego. Jasne, jeśli to jest kierowane bezpośrednio do kogoś, to wtedy jest źle. Emocje potrafią być duże, ale to nadal nie jest w porządku. Rozumiem takie podejście, lecz czułem, że wyszło trochę absurdalnie, jak już mówiłem. Tyle mi przekazano. 

- [Otrzymałem wsparcie od innych kierowców], ale niektórzy wypowiadają się otwarciej niż inni. Ogólnie dość jasne jest, co myśli każdy z nas. 

Wsparcie, o którym mówił Verstappen, miało być widoczne m.in. na słynnej grupie WhatsAppowej dla kierowców F1. Jednym z jej członków jest Alex Wurz, były zawodnik, a obecnie projektant i szef Stowarzyszenia Kierowców Grand Prix (GPDA).

- Nikt w grupie GPDA nie sądzi, że stało się coś dobrego - zdradził Austriak dla ORF. - Oczywiście wzburzyło to wszystkich kierowców. Wyjście z tym publicznie i nałożenie kary jest zdumiewające.

- To jasne, że trzeba uważać z doborem słów. Tylko dziś trudno sprawić, aby kierowca był autentyczny i był tym, kim chce być. A to dzięki temu F1 stała się tak popularna - kierowcom pozwolono być tym, kim są, autentycznie. Oni pokazują to w mediach społecznościowych i to również obejmuje sposób wypowiadania się.

- Nie jestem fanem werbalnego atakowania rywali. Ale jeśli ktoś skarży się na swój samochód, to powinien móc załatwić to ze swoim szefem.

W kwestii przekazu telewizyjnego Wurz poparł głos większości obserwatorów: - To ludzie z FOM i FIA kontrolują, jakie komunikaty są transmitowane. Jeśli uważają, że padły tam nieodpowiednie słowa, to powinni po prostu ich nie puszczać. Musimy przyzwyczaić się do tego, że prezydent FIA postępuje w sposób, który jemu samemu wydaje się być tym najlepszym.