Toto Wolff odniósł się do wydarzeń, które obiegły świat Formuły 1 po kolizji Maxa Verstappena z Lewisem Hamiltonem na torze Silverstone. Szef Mercedesa uważa, że działania przedstawicieli Red Bulla wykroczyły poza granicę, a także domaga się złagodzenia lawiny krytyki w tej sprawie.
W ostatnim czasie głównym tematem w padoku Formuły 1 są kontrowersje związane z wydarzeniami, do których doszło podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii. Szefostwo Red Bulla domagało się ponownego rozpatrzenia incydentu między dwoma pretendentami do mistrzowskiego tytułu i zaostrzenia kary wymierzonej w stronę winowajcy całego zdarzenia.
Ostatecznie austriacki zespół złożył protest w tej sprawie, ale sędziowie nie uznali dostarczonych materiałów dowodowych i pozostali przy swojej pierwotnej decyzji. Po werdykcie stewardów Mercedes wyraził nadzieję, że jest to równoznaczne z zakończeniem wszelkich prób zszargania dobrego imienia Lewisa Hamiltona.
Oświadczenie swojego zespołu skomentował Toto Wolff, który jednocześnie uznał zachowanie konkurentów za niedopuszczalne.
- Myślę, że chcieliśmy przywrócić trochę szacunku do tej dyskusji. Rozumiemy, że emocje potrafią być duże, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czuliśmy jednak, że przekroczono granicę - powiedział Austriak.
- Komentarze z Silverstone miały swoje odbicie w dokumentach. One nie dotyczyły tylko incydentu, ale szły dalej, według nas o krok za daleko.
- Każdy sam musi zdecydować, czy chce przeprosić, czy też nie. My odczuliśmy, że komentarze po wyścigu i w oświadczeniach, a także w trakcie wideokonferencji, były poniżej pasa. Ani ja, ani Lewis, nie będziemy jednak domagać się jakichkolwiek przeprosin.
49-latek odniósł się także do domniemanych działań przedstawicieli Red Bulla, którzy mieli zasugerować sędziom, iż doprowadzenie do kontaktu z Verstappenem było celową zagrywką Hamiltona.
- Zawsze jestem szczery z wami, ale nie mogę odpowiedzieć, bo nie było mnie na spotkaniu. Rzeczy, które powiedziano i napisano, były bardzo nacechowane emocjami. Nie ja powinienem to komentować. Każdy jednak robi to, co chce i może.
- Nie chcę już dolewać więcej oliwy do ognia i podsycać kontrowersji. Jako zespoły sportowe musimy doprowadzać do zmniejszania polaryzacji w mediach społecznościowych.
Pryncypał stajni z Brackley zabrał również głos ws. kontrowersji powstałych w następstwie kolizji Verstappena z Hamiltonem. Zdaniem Wolffa wydarzenia po wyścigu w Wielkiej Brytanii wymknęły się spod kontroli, a zadaniem Formuły 1 powinno być łagodzenie wygenerowanej krytyki.
- F1 potrzebuje treści. Kontrowersje, jeśli tylko dotyczą sportu, potrafią być całkiem interesujące. Są jednak pewne granice, które musimy respektować. Sport musi być zjednoczony i nie kreować większej polaryzacji. Szczególnie gdy mowa o sporcie, który nie może być jeszcze dumny ze swojego stopnia różnorodności. Musimy dobierać słowa odpowiednio. Powinniśmy celować w gaszenie, a nie podsycanie.
W trakcie niedzielnej rywalizacji na Silverstone Wolff poinformował Michaela Masiego za pomocą radia o wysłaniu wiadomości mailowej, która miała dotyczyć sytuacji między Hamiltonem a Verstappenem. Austriak nie uniknął pytań o szczegóły informacji, którą dostarczył do dyrektora wyścigu.
- To dokument, który jest czymś w rodzaju wytycznych do decyzji sędziów. On nie jest nasz, tylko pochodzi od FIA. To było dawno, ale nie mieliśmy już takich kontrowersji. Zawsze było to jednak coś, co pomagało nam oceniać sytuacje między naszymi kierowcami a resztą stawki. I właśnie to przesłałem - wyjaśnił.
Wolff dodał, że lawina krytyki, jaka spadła na Lewisa Hamiltona po jego domowym wyścigu, nie wywarła większego wpływu na siedmiokrotnego mistrza świata.
- Lewis jest bardzo odporny, bo historia go takim uczyniła. Rozmawialiśmy sporo, ale nie była to duża część naszej konwersacji - skwitował.