Toto Wolff w ostrych słowach podsumował wyścig na torze Imola i kolizję pomiędzy Valtterim Bottasem i George'm Russellem, która niewiele brakowało, a zdetronizowałaby Mercedesa z pozycji lidera w klasyfikacji konstruktorów pierwszy raz od Grand Prix Niemiec 2018.
18 kwietnia w kalendarzu Toto Wolffa nie zapisze się jako kolejny dzień chwały, a jako doba pełna irytacji, zawodu, a na końcu tylko kapki szczęścia i nadziei, ale nie zwycięstwa. Wszystko zaczęło się psuć już na pierwszym zakręcie, na którym Lewis został wyprzedzony przez Maxa Verstappena i doznał uszkodzeń pakietu aerodynamicznego, które według szefa Mercedesa „kosztowały go 0,2 sekundy na okrążenie”.
Następnie, jeśli jeszcze Hamiltonowi byłoby mało, uderzył on w ścianę, niszcząc przednie skrzydło, co przy Valtterim usytuowanym na końcu pierwszej dziesiątki oznaczało koniec marzeń czarnych strzał nawet o podium. Jednakże jedno okrążenie dalej nastąpiło apogeum problemów obecnych mistrzów świata, choć z pewnej perspektywy jednocześnie błogosławieństwo dla Lewisa Hamiltona – czerwona flaga wywieszona przez potężny dzwon Bottasa i Russella.
Wypadek wywołał kilka interesujących komentarzy ze strony Austriaka, który nie był pewny co do oceny winnego, choć wyraźnie bardziej skłaniał się do obarczenia winą George’a Russella, któremu miło podczas czytania wypowiedzi Toto raczej nie było.
- To była duża kraksa. Myślę, że nie było zbyt wielu miłych słów wymienionych pomiędzy kierowcami. Musimy obejrzeć to jeszcze raz, ponieważ do tanga trzeba dwojga. Może wina rozkłada się 60-40, ale nie wiem, w którym kierunku. Też nie widziałem się jeszcze z Georgem. Żartuję z nim, że jeśli wykona dobrą robotę, będzie mógł jeździć w Mercedesie, a jeśli nie, to przeniesiemy go do Renault Clio Cup. Cóż, dzisiaj zdecydowanie bliżej mu do Renault Clio Cup.
Russell pewnie w swojej głowie przymierzał już czarny kombinezon, ale wyeliminowanie z niedzielnej rywalizacji kierowcy Mercedesa na pewno nie wpłynęło dobrze na jego notowania zarówno u Wolffa, jak i u całej ekipy z Brackley, być może oddalając go od przejęcia bolidu z numerem 77.
- Ta cała sytuacja nigdy nie powinna się wydarzyć. Valtteri miał słabe pierwsze 30 okrążeń i tak naprawdę nie powinno go być w tamtym miejscu. Ale George nie powinien w ogóle zaczynać takiego manewru, zważając na to, że tor przesychał. Oznaczało to podjęcie ryzyka, a poza tym samochodem przed nim był Mercedes. W rozwoju każdego kierowcy, młodego kierowcy, nigdy nie możesz zignorować tej perspektywy. Przed Georgem jeszcze dużo nauki - tłumaczył Toto.
- Musisz zauważyć, że przed tobą jest Mercedes i że jest mokro, więc ryzyko przy wyprzedzaniu rośnie. Warunki były już przeciwko niemu [George’owi] choćby z faktu, że tor przesychał. Nie oczekuję od niego, żeby coś nam udowodnił, ponieważ jedyną rzeczą, którą mogę powiedzieć o Valtterim, znając go od pięciu lat, jest to, że on nigdy nie próbuje niczego udowodnić.
Dyrektor generalny Mercedesa skomentował też stwierdzenie Russella, że gdyby w miejscu Bottasa znajdował się jakikolwiek inny kierowca, to zachowałby się inaczej, a więc zostawił George’owi miejsce i pozwolił się wyprzedzić. Wolff jednak wykluczył taką opcję.
- Gówno prawda! Ta sytuacja w ogóle nie jest dla nas śmieszna, jeśli mam być szczery. To był duży wypadek. Nasz samochód jest spisany na straty. W świecie ograniczeń budżetowych z pewnością nie jest to coś, czego potrzebowaliśmy i prawdopodobnie ograniczy to ilość poprawek. Sam fakt, że tak skończyliśmy, tracąc kontrolę nad autem na mokrym bez kontaktu, a później dopiero rozbijając oba auta, zdecydowanie odbiega od tego, czego oczekuję.
Ostatnią ostoją nadziei i szczęścia pozostaje dla biznesmena jak zwykle Lewis Hamilton, który uratował zespół od oddania foteli liderów w obu klasyfikacjach po bezbłędnej drugiej połowie rywalizacji. I możemy oczywiście gdybać, czy bolid Mercedesa rzeczywiście jest najszybszy, ale po tym wyścigu jedno jest pewne – jeśli Lewis Hamilton odejdzie z Merca, to wszyscy w Brackley, bez wyjątku, będą za nim i jego jazdą bardzo tęsknić.
- To nie był mój najszczęśliwszy moment. Jednak kiedy myśleliśmy, że wyścig jest kompletnie przegrany, niesamowita jazda Lewisa ponownie nas uratowała. Wciąż prowadzimy w mistrzostwach dzięki najszybszemu okrążeniu, ale tym, co daje nam iskierkę nadziei, jest to, że prawdopodobnie mamy naprawdę szybki samochód. Powoli zaczynamy go rozumieć, ale patrząc na dane, nadal nie mamy ani auta, ani silnika na poziomie Red Bulla i Hondy – zakończył Toto.
Mój komentarz
Czy mamy zatem wnioskować, że głównie z faktu na obecność samochodu z gwiazdą na nosie przed sobą 23-latek nie powinien go wyprzedzać i to pomimo bycia szybszym? Z jednej strony to logiczne, w końcu Russell należy do rodziny Mercedesa, ale czy powinno być to przedkładane nad zwykłe, tradycyjne ściganie? Z drugiej strony, czy rzeczywiście George nie musi niczego udowodnić? Do miejsca w Mercedesie chętnych nie brakuje, i choć George to pupil szefa, to mogą się znaleźć tacy, którzy przekonają tegoż szefa, że przecież aż taki dobry to on nie jest. W końcu zanim nie zsiadł na moment w kokpicie Mercedesa, nie zdobył ani jednego punktu, choć okazje były.
Pokonanie czarnego bolidu w czystej walce, pokonanie go Williamsem, plus zdobycie nim punktów, uciszyłoby krytyków oraz dałoby juniorowi niemieckiej stajni mocny argument w bitwie o jeden z jej foteli. Trudno uwierzyć, że nie skorzystałby z takiej szansy tylko ze względu na lojalność wobec zespołu-matki.
Dlatego właśnie dziwią słowa Toto, będącego w przeszłości kierowcą wyścigowym, a więc słowa człowieka znającego uczucie walki na torze. Nikt nie byłby chyba jednak zaskoczony, gdyby kilka z tych negatywnych zdań pod adresem Brytyjczyka nie zagościło w ustach Austriaka, jeśli zamiast Valtteriego w kolizji uczestniczył ktokolwiek inny oprócz, rzecz jasna, Lewisa Hamiltona.
Trzeba też zapytać, czy ten z pozoru niewinny żart o Clio nie znajdzie częściowego pokrycia w rzeczywistości. Do dzisiaj, a nawet do 32. okrążenia, na którym doszło do całego zdarzenia, Russell wyglądał na idealnego następcę Bottasa. Fin zaliczył w ten weekend wyjątkowo słabe kwalifikacje, plasując się na zaledwie ósmym miejscu, a w samym wyścigu nie był się w stanie wydostać ze strefy środka stawki.