Marcin Budkowski, były szef zespołu Alpine, wykorzystuje swoje doświadczenie i kontakty, by pomóc polskim juniorom na wyboistej drodze do Formuły 1. Jest obecnie menedżerem czterech biało-czerwonych, a więc Tymka Kucharczyka, Maćka Gładysza, Janka Przyrowskiego i Mateusza Kaprzyka.
Podczas wizyty na Imoli udało nam się porozmawiać właśnie o polskim motorsporcie, przyszłości obiecujących zawodników i wpływie samego Budkowskiego na to, aby naszym rodakom wiodło się jak najlepiej.
Polak pojawił się w padoku z inicjatywy szefa F1, Stefano Domenicaliego, z którym dobrze zna się jeszcze z czasów pracy w Ferrari. Zaproszenie pokazuje, jaką pozycję w tym świecie nadal ma Budkowski, który wytłumaczył, na czym dokładnie polega jego wsparcie i dlaczego stanowi sporą przewagę.
W obliczu kolejnych problemów finansowych Tymka Kucharczyka i dwóch zwycięstw w sobotę na Spa ten temat jest szczególnie istotny. Poniższa rozmowa nakreśla ważną rolę, którą odgrywa tak unikalna postać polskiego motorsportu, ale i kilka problemów, z którymi nie jest łatwo wygrać.
Kacper Koncewicz: Masz obecnie czterech kierowców pod swoim okiem. Jak wygląda Twój wkład w ich kariery?
Marcin Budkowski: - Moim głównym wkładem jest fakt, że mam bardzo dużo kontaktów w tym środowisku. Oczywiście spędziłem wiele czasu nie tylko w Formule 1, ale też w różnych niższych kategoriach. Są tam zespoły, które uczestniczą w rozwoju kierowców dzięki swoim akademiom. My także mieliśmy akademię w Renault/Alpine i współpracowaliśmy z tymi zespołami. Posiadam więc taką zaletę, że mam kontakty w tym środowisku i jestem wystarczająco rozpoznawalny wewnątrz.
- Gdy rozmawiam z tymi ekipami lub dzwonię do nich, to odbierają ode mnie telefon. Gdy mówię, że ktoś jest dobry, to mnie słuchają, a przynajmniej mogę w ogóle odbyć taką rozmowę. To jest interesujące dla młodych kierowców i ich rodzin. Oni nie mają tych kontaktów, lecz próbują się przebić.
- Oprócz tego doradzam im w wyborze kategorii i negocjacjach z zespołami, aby udało się dostać lepsze warunki. Nie chodzi tylko o budżet, ale lepsze warunki innego typu. Poza tym są też kwestie prawne, powiedzmy, związane z negocjacją kontraktów.
- Ostatnią częścią jest znajdowanie budżetów i sponsorów. To najtrudniejsza strona mojej pracy, ale pomaga fakt, że jestem trochę rozpoznawalny w Polsce. Dzięki temu mogę spotykać się z różnymi spółkami, prezesami i przekonać ich do wsparcia. Natomiast w tej chwili w Polsce to dość twardy orzech do zgryzienia.
Tymek Kucharczyk ma dobry początek sezonu w GB3 (fot. Jakob Ebrey).
Stąd bierze się pytanie o stan sponsoringu w naszym kraju. Często słyszymy o kierowcach, którzy mają problemy ze złożeniem budżetu i uzyskaniem go w odpowiednim czasie. Dlaczego sytuacja w tej kwestii jest tak trudna?
- Myślę, że są dwie strony tego medalu. Jest fakt, że ściganie się na torach nie jest jednak w polskiej kulturze. Oczywiście Robert Kubica bardzo dużo w tym pomógł, bo osiągnął sukcesy, szczególnie w Formule 1, ale ogólnie Polska to kraj rajdowców. Polska pasjonuje się rajdami, więc jest mniej entuzjazmu i mniej znajomości tego sportu, sportu motorowego, sportu na torze, niż w innych krajach europejskich. To tam istnieje długa tradycja motorsportu.
- Druga rzecz - na podstawie tych czasów, które spędziłem w Polsce, a także odbytych dyskusji, wydaje mi się, że sponsoring sportowy nie jest u nas tak oczywisty. Firmy zagraniczne są bardziej przyzwyczajone do faktu, że prowadzą sponsoring sportowy. W Polsce oczywiście są duże spółki, szczególnie Skarbu Państwa, które robią to od lat, bo też mają taką misję w pomaganiu młodzieży, ale prywatne spółki nie mają tego w zwyczajach. W związku z tym często trzeba je bardziej przekonywać, bo często jest to dla nich coś nowego.
Co musiałoby się zatem stać, aby ta sytuacja się poprawiła?
- Pierwszą rzeczą są wyniki i osiągnięcia. Na pewno pomaga posiadanie Polaka na wysokim poziomie w motorsporcie. Tak było z Robertem, przez co ten sport stał się dużo bardziej popularny. Mamy Kacpra Sztukę w F3, który zdobył mistrzostwo Włoskiej Formuły 4. Mamy też młodych Polaków, paru właśnie pod moją opieką, którzy również mają dobre wyniki. Im większe osiągnięcia, tym łatwiej jest zbudować jakąś fajną historię wokół tego i przekonywać ludzi do wsparcia.
- Mam nadzieję, że na moim skromnym poziomie to wkładanie mojego czasu i energii pokazuje poprawę sytuacji w Polsce. Dzieje się coś naprawdę fajnego. Mamy w tej chwili dużo młodych i utalentowanych kierowców w tej chwili w Polsce. To złota era. Jest taki moment, w którym mamy dużo bardzo dobrych młodych kierowców. Swoim zaangażowaniem staram się to wspomóc. Fakt, że mam taki profil i doświadczenie w Formule 1, mam nadzieję, pomoże w tym, aby przyspieszyć ten proces. Nie traciłbym czasu na coś, w co nie wierzę, dlatego tak bardzo interesuję się tym tematem.
Kacper Sztuka w bolidzie F3 i malowaniu Red Bulla na ulicach Monako (fot. Red Bull).
Wspomniany Kacper Sztuka nie miał pozytywnego startu sezonu w Formule 3. Co myślisz o tych kilku weekendach i czy rozmawiałeś z osobami z Red Bulla?
- Nie miałem wątpliwości, że ten start będzie trudny, bo przeskok z F4 do F3 jest bardzo duży. Dlatego istnieją takie kategorie jak FRECA, GB3 czy Eurocup-3, które są czymś pomiędzy F4 i F3. One istnieją właśnie przez to, że ten dystans jest duży, biorąc pod uwagę osiągi i moc bolidów.
- Widzieliśmy to z Nikolą Tsolovem w zeszłym roku. On zaliczył taki awans i miał trudności w pierwszej połowie sezonu. Rozumiem, dlaczego Kacper i jego ojciec zdecydowali się zrobić ten skok. Kacper przejechał trzy sezony we Włoskiej Formule 4 i ma już pewien wiek, więc w przyspieszeniu tego procesu jest logika. Skok jest duży, a przyzwyczajenie się do bolidu F3 i wyciągnięcie maksymalnych osiągów nie jest łatwe.
- Mimo tego myślę, że oczekiwania po stronie Kacpra, jego rodziny, obserwatorów i Red Bulla były większe. Wiem, że Helmut [Marko] wypowiedział się na ten temat w wywiadzie z waszym portalem i zrobił to w dość ostrych słowach. Tylko taki jest styl Helmuta, więc trzeba to interpretować inaczej, a nie tak, jakby powiedział to ktokolwiek inny. Helmut nigdy nie jest bardzo dyplomatyczny albo łatwy.
- Na Kacprze buduje się niestety trochę presji, lecz mam nadzieję, że uda mu się zrobić te postępy oraz zbliżyć się do przodu stawki, żeby udowodnić wszystkim, że to była kwestia czasu i przyzwyczajenia się do nowego bolidu.
W GB3 jeździ teraz Tymek Kucharczyk. To jego drugi sezon i jest już w lepszym zespole. O tej serii można usłyszeć różne rzeczy, nawet takie, że jest niekoniecznie najlepsza, aby wybić się wyżej. Co sądzisz o takich głosach?
- GB3 ma niższy poziom niż FRECA, która jest najlepszą serią na tym poziomie. Najlepsi kierowcy z Formuły 4 najczęściej idą właśnie do niej. W ostatnich latach niestety mocno zwiększyły się tam budżety i FRECA stała się bardzo drogą kategorią jak na ten poziom ścigania. Stąd inne kategorie, jak GB3 albo Eurocup-3, przyciągają teraz bardzo dobrych kierowców, którzy niekoniecznie mogą pozwolić sobie na takie koszty lub nie chcą wydawać aż tyle na tę serię.
- Za to samochód GB3 sam w sobie moim zdaniem jest najlepszy wśród maszyn z tego poziomu. Jest lepszy niż bolid FRECA i jest również lepszą szkołą niż bolid FRECA lub Eurocup-3. GB3 to brytyjskie mistrzostwa, ale są tam teraz rundy poza Wyspami Brytyjskimi, na torach takich jak Zandvoort, Spa czy Hungaroring, więc jest to też międzynarodowa seria.
- Myślę więc, że pod kątem bolidów i torów jest to dobre przygotowanie, tylko po prostu seria uważana jest za nieco słabszą niż FRECA. Natomiast GB3 i Eurocup-3 urosną teraz pod kątem jakości zawodników, bo FRECA po prostu przesadza trochę z budżetami.
Od lewej stoją: Giacomo Pedrini, Francesco Marenghi, Jan Przyrowski i Maciej Gładysz. Janek i Maciek w zeszłym roku walczyli o miejsce w programie juniorskim stajni z Maranello (fot. Ferrari).
Jaką rolę, w odniesieniu do młodych kierowców, pełnisz podczas weekendu F1?
- Przyjechałem tutaj osobiście, bez głównego celu oprócz tego, że chcę zrobić trochę networkingu, spotkać się z ludźmi i niektóre tematy uczynić bardziej zaawansowanymi. Pracuję też z Viaplay, bo jestem tam konsultantem, więc przy okazji mojej obecności zdecydowaliśmy się, aby to wykorzystać i zrobić coś razem. Będę z nimi już oficjalnie na Silverstone, jak w zeszłym roku, żeby komentować cały weekend.
- Ale jednym z głównych celów mojej obecności, powiedzmy już od tej strony osobistej, jest to, że w ramach bycia menedżerem młodych kierowców głównie chodzę po zespołach. Spotykam się tam z ludźmi, którzy są odpowiedzialni za akademie, żeby właśnie przypomnieć im, jak dobrze jeżdżą Polacy. Bo - umówmy się - to nie ja przekonam te programy. Ja pomagam w tym przekonaniu, zwracam im uwagę i mogę coś dobrego opowiedzieć o kierowcy. Natomiast tym, co przekona akademię zespołu Formuły 1, aby wziąć pod swoją opiekę młodego kierowcę, są jego wyniki i osiągnięcia.
- Mam niezły moment, bo i Tymek [Kucharczyk], i Maciek [Gładysz], i Janek [Przyrowski] mają bardzo dobre wyniki, dobrze się ścigają. Mogę spokojnie pójść do szefa akademii Ferrari, Alpine, Mercedesa czy Williamsa i powiedzieć mu: „Czy widziałeś, jak fajnie ścigają się te chłopaki?”
- Jestem z tymi szefami w regularnym kontakcie. Po każdym dobrym starcie piszę do wszystkich i przypominam im, upewniam się, że patrzą na tego kierowcę i zauważają jego wyniki. Oczywiście jednak spotkanie osobiste jest zawsze fajniejsze. Spotkałem się również z Helmutem w tej sprawie. Rozmawiam ze wszystkimi programami i przypominam o tym, by się przyglądali. W tym wszystkim jest dużo interesów, ale obecnie jest jeszcze wcześnie, bo mieliśmy zaledwie dwa wyścigi w GB3 i jedną rundę Hiszpańskiej F4. Będą potrzebne dodatkowe jeden czy dwa wyścigi, żeby się pokazać, ale akademie zauważają tych kierowców.
- Moja pomoc polega po prostu na przypominaniu im, na postaraniu się, aby ci szefowie zwyczajnie patrzyli na ich osiągnięcia. Ale summa summarum, to w rękach chłopaków leży dobra jazda i przekonanie innych swoim talentem oraz możliwościami.