Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, moja droga Imolo, tym zniknieniem swoim - to nie jest cytat z Jana Kochanowskiego, ale mógłby być, gdyby poeta z Czarnolasu żył w 2023 roku i oglądał Formułę 1. Nie żyjemy w alternatywnej rzeczywistości, ale w sytuacji Kochanowskiego postawionych zostało wielu fanów królowej motorsportu. Ja szukam jednak pozytywów - za oceanem zaczyna się wydarzenie historyczne, w którym wygrywali mistrzowie F1: Emerson Fittipaldi, Jim Clark, Graham Hill, Jacques Villeneuve czy Mario Andretti.

Kwalifikacje do najważniejszej rundy IndyCar - Indianapolis 500 - są do tego stopnia wyjątkowe, że uchodzą za osobne wydarzenie sportowe. Wraz z Grand Prix Monako i 24-godzinnym Le Mans wyścig na owalu w Indianie tworzy potrójną koronę sportów motorowych, czyli nieoficjalne osiągnięcie, które jak dotąd na koncie ma tylko Graham Hill. Kwalifikacje do słynnej ‘500’ rozgrywane są tydzień przed wyścigiem i poprzedzają je liczne sesje treningowe. O tym, co sprawia, że są tak unikalne, dowiecie się w poniższym artykule.

Pierwszym z argumentów niech będzie fakt, że jeden ze zgłoszonych do wyścigu kierowców na pewno w nim nie pojedzie. Nie wynika to z moich umiejętności jasnowidzenia, a z tradycji, która z małymi wyjątkami była kultywowana, aż stała się częścią regulaminu imprezy. Chodzi o punkt, w którym mowa o dopuszczeniu do startu w wyścigu maksymalnie 33 samochodów. Ma on podłoże czysto pragmatyczne i przy okazji historyczne.

Kwalifikacje do Indy 500, czyli godne zastępstwo Imoli

Scott Dixon w tym roku powalczy o trzecie pole position z rzędu. Najszybszy w kwalifikacjach był już pięciokrotnie, ale w wyścigu triumfował tylko raz - w sezonie 2008. Część fanów twierdzi, że wieczny pech Nowozelandczyka w legendarnej rundzie to klątwa (fot. IndyCar).

Mianowicie lata temu kwalifikacje do wyścigu - nie tylko w IndyCar, ale też w Formule 1 i każdych innych poważniejszych zawodach - nie oznaczały tylko ustalenia kolejności kierowców na starcie. Kandydatów były dziesiątki, czasem setki. Profesjonalizm lub jego brak w przypadku niektórych zespołów powodował też ogromne różnice w tempie między wystawianymi konstrukcjami. Kwalifikacje miały więc przede wszystkim za zadanie wyłuskać ze wszystkich zgłoszeń nie tylko kierowców, ale i samochody, które będą w stanie zapewnić widowisko na odpowiednim poziomie i dać gwarancję przejechania choć kilku okrążeń przed awarią (które były wówczas na porządku dziennym).

Biorąc pod uwagę fakt, że nawet obecnie do Indianapolis 500 zgłaszają się ekipy z małym doświadczeniem w IndyCar (Abel Motorsports, będący na co dzień ekipą IndyNXT, czyli przedsionka amerykańskiej serii single-seaterowej) lub wystawiające obecnie samochody tylko na tę jedyną rundę (Dreyer&Reinbold Motorsports), kwalifikacje nadal pełnią funkcję papierka lakmusowego i eliminują najsłabiej przygotowane ekipy lub zawodników.

Choć odbędą się 20 i 21 maja, to kolejność przejazdów w pierwszej sesji kwalifikacyjnej determinowana będzie poprzez losowanie. W sobotę (20 maja od 17:00 do 23:30 w Viaplay) miejsce będzie mieć pierwsza część kwalifikacji, czyli punkt wyjścia dla następnych segmentów. Wystąpią w niej wszyscy zawodnicy, co oznacza, że na tor wyjadą 34 samochody. Głównym zadaniem kierowców będzie to, by ustrzec się znalezienia poniżej 30. pozycji. 

Kwalifikacje do Indy 500, czyli godne zastępstwo Imoli

Katherine Legge - jedyna kobieta zgłoszona do tegorocznej, 107. edycji Indianapolis 500. Samochód przygotuje zespół Rahal Letterman Lannigan, który był w świetnej dyspozycji na drogowej wersji toru w Indianie (fot. IndyCar).

Kierowcy na tor wyjeżdżać będą po kolei - najpierw każdy z nich pokona dwa okrążenia rozgrzewkowe, a potem kolejne cztery pomiarowe, gdzie jako kibice będziemy śledzić nie czasy okrążeń, a średnią prędkość, z jaką są one pokonywane. Zanotowane prędkości z tego kwartetu kółek zostaną uśrednione i właśnie według tego klucza zawodnicy będą zajmować miejsca w tabeli. 

Zameldowanie się w czołowej trzydziestce daje gwarancję startu, ale dopiero uplasowanie się na pierwszych 12 pozycjach oznacza przejście do kolejnych etapów. Dlatego kierowcy mają szansę poprawiać swój ustanowiony w pierwszej próbie wynik. Do wyboru mają dwie kolejki, w których ustawiają się w pitlane: 

1. Lane 1 - Jest to kolejka priorytetowa, która gwarantuje szybszy wyjazd z powrotem na tor. Takie rozwiązanie oznacza jednak anulowanie poprzedniej próby i podjęcie ryzyka - jeśli kierowca nie pokona czterech pomiarowych okrążeń wystarczająco szybko, może znaleźć się poza gwarantującą udział w wyścigu trzydziestką.

2. Lane 2, na której kierowcy muszą "ustąpić pierwszeństwa" tym znajdującym się w opisanej wyżej linii. Przy wybraniu takiej opcji anulowany nie jest rezultat kwalifikujący do wyścigu. Nie trzeba tyle ryzykować - w najgorszym wypadku zawodnik utrudni sobie szansę na dobry wynik w wyścigu i skaże się na wyprzedzanie.

Kwalifikacje do Indy 500, czyli godne zastępstwo Imoli

Josef Newgarden - dwukrotny mistrz IndyCar, któremu nie udało się jeszcze nigdy wygrać Indy 500. Twierdzi, że chętnie oddałby jeden z tytułów mistrzowskich za zwycięstwo w tym jednym wyścigu (fot. IndyCar).

Główna część kwalifikacji odbywa się w niedzielę (21 maja 20:00-00:30 w Viaplay) i dzieli się na trzy części:

1. Top 12 - dwunastu kierowców, którzy osiągnęli najlepszy wynik w sobotę, jeszcze raz wykonuje pomiarowe okrążenia po to, by awansować do trzeciej części kwalifikacji, czyli Fast 6.

Ci, którym taka sztuka się nie uda, zajmują pozycje startowe 7-12, w zależności od osiągniętego wyniku w Top 12. Kolejność, w jakiej kierowcy wyjeżdżają na tor, ustalana jest na podstawie wyników z soboty, czyli jako pierwszy wyjeżdża kierowca z 12. najwyższą średnią prędkością, a ostatni ten, który znalazł się w pierwszej sesji kwalifikacyjnej na szczycie tabeli. Każdy ma dokładnie jedną próbę, czyli nie może wyjechać na tor więcej niż raz w trakcie sesji.

2. Last Chance Qualifying - zupełne przeciwieństwo Top 12, rozgrywane przed sesją, w której trwa walka o pole position.

W tej części biorą udział kierowcy, którzy zakwalifikowali się w sobotę poniżej 30. miejsca. Tylko trzej najlepsi mogą wziąć udział w wyścigu, startując z ostatniego rzędu, a pozostali (czyli w tym roku jeden kierowca) żegnają się z Indy 500 na tydzień przed największym świętem wyścigowym w Ameryce. Co jasne, nikt nie chce odpaść, gdy już przyjechał do Indianapolis i kupił bolid, więc zespoły kombinują z ustawieniami… czasem aż do przesady, może nosić to znamiona sabotażu kierowcy. Prawda, Fernando?*

3. Fast 6 - sześciu najszybszych kierowców walczy o pole position, również mając do wykorzystania tylko jeden przejazd i wyjeżdża na tor w kolejności od najwolniejszego do najszybszego w top 12. Na podstawie osiągniętych wyników ustalane jest to, skąd startować będzie najszybsza szóstka.

Co więc dzieje się z kierowcami, którzy znaleźli się na ziemi niczyjej i w sobotę zajęli miejsca od 13. do 30.? W niedzielę mogą wcielić się w rolę kibiców, a do wyścigu startują z pozycji odpowiadających ich miejscom w tabeli na koniec sobotniej części kwalifikacji. 

Kwalifikacje do Indy 500, czyli godne zastępstwo Imoli

*W 2019 roku do Indy 500 nie zakwalifikował się sam Fernando Alonso. Choć winy należało raczej szukać po stronie zespołu, to mina dziada z Oviedo kierowcy mówi wszystko (fot. IndyCar).

Kilka faktów, o których również warto wiedzieć:

1. Za kwalifikacje najszybszych dwunastu kierowców otrzymuje punkty. Zdobywca pole position dopisuje sobie 12 oczek, a każdy kolejny zawodnik o 1 punkt mniej, w zależności od tego, ile pozycji niżej znajduje się od lidera. 

2. W jednym rzędzie na starcie ustawiają się 3, a nie 2 (do czego jesteśmy przyzwyczajeni) samochody. To zupełnie zmienia perspektywę, bo odpowiada na pytanie o to, dlaczego mówi się, że trzech najwolniejszych kierowców walczy o start z ostatniego rzędu (pozycje 31-33).

Ustawienie kierowców trójkami jest bardzo sprytnym posunięciem - szerokość toru w Indianapolis pozwala na taki manewr i jednocześnie zapewnia bliską rywalizację wszystkim 33 samochodom. Dodatkowo kierowcy startujący z niższych pozycji nie odpadają z walki o zwycięstwo.

3. Zdobywca pole position za wygraną otrzymuje także 100 tysięcy dolarów.

4. Rekord toru należy do Arie Luyendyka - dwukrotnego triumfatora Indy 500 (1990 i 1997), którego nazwiskiem został nazwany ostatni zakręt na Zaandvort. Holenderski kierowca zakwalifikował się ze średnią prędkością 382,182 km/h, której nie potrafił pobić nawet kosmiczny w 2022 roku Scott Dixon z wynikiem 376,661 km/h. Rekord Luyendyka pozostaje niepobity od 1996 roku i przyznajcie sami - prawie 400 km/h niebywale imponuje. 

Amerykanie nazywają Indianapolis 500 The Greatest Spectacle in Racing i trudno im się dziwić. Jeśli uwielbiacie oglądać kwalifikacje do GP Monako, to porównywalną dawkę emocji dostaniecie w Indianapolis - tylko przez dwa dni. A co najlepsze, zabawa na Indianapolis Motor Speedway nie kończy się, jak w przypadku Monako, na kwalifikacjach. Tydzień po nich czeka Was jeszcze bardziej trzymający w napięciu wyścig. Jeśli chcecie zapomnieć o tym, że nie będzie F1 na Imoli, to wybór jest prosty - kwalifikacje do Indianapolis 500.

W ramach przygotowań polecam także podsumowanie ostatniego wyścigu oraz podstawy serii dla nowych kibiców.

Kwalifikacje do Indy 500, czyli godne zastępstwo Imoli

Infografika dotycząca formatu kwalifikacji do Indianapolis 500 (źródło: indianapolismotorspeedway.com).