Zainspirowany małym arcydziełem, jakim było podsumowanie Vettela w wykonaniu Bartka, spróbowałem spojrzeć na ten rok Nando również w nieco odwrócony sposób. Trochę z ciekawości, trochę dla sportu, bo to był naprawdę fajny pomysł. I naszła mnie taka myśl - gdyby jakiś świeżak przejechał taką kampanię, pełną pecha, zgarniania punktów i sporadycznego podgryzania czołówki, wróżylibyśmy mu świetlaną przyszłość i żałowali wymuszonego kroku w tył.

Klasyfikacja generalna: 9. miejsce

Punkty: 81

Najlepszy wynik: P5 (GP Wielkiej Brytanii, GP Belgii, GP Sao Paulo)

Kwalifikacje: 12-10 vs Ocon

Wyścigi: 9-12 vs Ocon

DNF: 6

DNS: 1 (sprint w Austrii)

Wasza ocena: 6.69 (P7)

Nasza ocena: 6.81 (P6)

Powiem więcej, na podstawie tych dwóch lat w środku stawki karmilibyśmy się tekstami w stylu „dajcie mu tylko dobry bolid” albo „to jest następny wielokrotny mistrz świata”. Kilka rund na wjeżdżenie, mocny pierwszy rok zwieńczony podium, a następnie sezon regularnego dostarczania „do samego końca, mojego lub jej”. Często jej, maszyny nr 14.

Pomyślicie pewnie: tylko o czym ty gadasz? Gość jest dwukrotnym mistrzem świata!  Tak, przy takim podejściu nie ma tu niczego dziwnego. Tylko jest nim od szesnastu (!) lat i w teorii naprawdę już dawno powinien był dać sobie spokój, a nie jeździć jak młody talent. Ale nadal ma to coś. I wiem, still got it  jest pewnego rodzaju frazesem. Tylko Fernando bardzo mocno w ten frazes wierzy.

Rok 2022 dał naszej redakcji ten przywilej, że byliśmy w stanie słuchać kierowców albo na żywo, albo z nagrań. Czwartek w Singapurze uświadomił mi, za kogo ma się Alonso. Widzi siebie na półce z Verstappenem, po prostu. Tylko z nim, żeby była jasność, bo ma ostrą alergię na Hamiltona, szczególnie jako utytułowanego sportowca.

Wtedy we wrześniu próbował powiedzieć to niekoniecznie bezpośrednio, ale trochę między wierszami. Chwalił Maxa, doceniał, podkreślał zalety i jako przykłady podawał… siebie. Akurat w wypowiadaniu się w subtelny sposób mistrzostwa to on nigdy nie zdobędzie. To była oczywista pompka, przypomnienie wszystkim o sobie.

Ocenienie tego przy dwóch tak różnych bolidach nigdy nie będzie wymierne i chyba szkoda na to czasu. Za dużo domysłów. Zresztą i tak wszystko sprowadziłoby się do tego, czy macie go za sprytnego dziada, czy może starego frustrata z ego w kosmosie. Jako chwilowy adwokat muszę wybrać pierwszą grupę.

Verstappena w ostatnich dwóch latach najgorzej ocenialiśmy wtedy, gdy po prostu nas wkurzył, ale nie za bycie wolnym. Fernando - może nie w ocenach, ale tak ogólnie - obrywa głównie za bycie sobą. Chyba oczywiste jest, że w swojej karierze musiał pokryć koszty spalenia wielu mostów. Ale czy w tym roku był po złej stronie mocy? Niekoniecznie.

Jasne, trudno obronić nieeleganckie wypowiedzi w kierunku Hamiltona. To główny zarzut, niepodważalny. Niby czasem można się śmiać, że powiedział to, co wielu jedynie myśli, ale robienie gnoju na Twitterze nie jest obowiązkiem zawodnika. Nie przystoi nikomu, kibicom też.

Co poza tym? Rozczarowanie ciągłymi awariami było naturalne. Teorie spiskowe o samochodzie nr 14 - albo coś sugeruje, albo tylko nie dowierza. Cwaniactwo? Czasem przegina, ale trudno nie kochać tego sprytu. Brudna strona w Miami czy oczyszczanie pola w Austrii - pokazywanie sportowej przewagi w ten sposób jest jedną z najpiękniejszych rzeczy w sporcie. Danie pstryczka w nos kierownictwu? Zasłużyli na dwa.

Zatrzymam się tu na moment, bo tak się złożyło, że miałem okazję obserwować, jak sugerował, że to może nastąpić. Chociaż jego warunki były jasne i chciał zostać, to kilka dni później poniżył ekipę. Ale miał się za ofiarę. Nie zachował się ładnie, natomiast skoro czuje się tak mocno, ma motywację i ochotę, nauczył się cierpliwości, to brak wiary i wytykanie wieku musiały go zaboleć podwójnie.

Nie zrozumcie mnie źle. To nadal kawał ch… charakteru, ale tacy są mistrzowie, tylko jedni bardziej, drudzy mniej. Po tym roku nie widzę w Fernando diabła. Bo co, bo miał pecha czy powody do nerwów? Trudno się nie frustrować, gdy tyle rzeczy nie wychodzi. Chichotem losu jest, że gdy choć trochę złagodniał, gdy nie chciał rozsadzać zespołu, to „góra” w niego zwątpiła i trzeba było zrobić krok wstecz, pójść w nieznane. I to jeszcze do Astona…

Tam też dorobili się łatki tych złych nie bez powodu. Najpierw różowy Mercedes (choć jak na takiego wała oberwali za słabo), potem zjazd osiągów, brzydkie pozbywanie się Checo, potem Otmara. Dalej doniesienia o słabej atmosferze czy nawet wybryki Lance’a. Jeszcze Alonso tam wsadzić i chować się, bo granatniki pójdą w ruch nie tylko w polskich biurach. A może nie?

To nie tak, że ten zespół zawsze będzie mizerny. Są nazwiska i są pieniądze. Wewnątrz pewnie nadal są umiejętności, bo te wysokie miejsca w przeszłości nie brały się z powietrza. Prędzej czy później powinno ruszyć. Czy w to wierzę? Nie chcę się przyznać. Mam świadomość, że może wyjść kiepsko. Ale jeśli ogromny entuzjazm, jaki bił z Fernando po testach w Abu Zabi, przełoży się na warunki pracy, to kto wie. Może w końcu wybrał dobrze?

Aston zgarnął jednego z najlepszych kierowców w stawce, który bardzo rzadko miewa słabe wyścigi. Tak, w Miami przeholował, a Sao Paulo było głupie, ale to niewiele. Powinni na niego chuchać i dmuchać. Lepszego zawodnika nie dostaną. Przecież jeszcze na Węgrzech wciskano tam Micka Schumachera. A oni mają Nando! Nawet nie będę porównywał, bo nie wypada.

Boję się tylko, że Aston potrzebuje naprawdę dużo czasu. Za dużo. Nie rok, nie dwa, może i nie trzy. To może przerodzić się w kolejną tułaczkę po środku stawki. I chociaż nie chcę obrazić Alonso, to sam zaczynam myśleć jak Laurent Rossi - jak długo Fernando będzie to miał?