GP Wielkiej Brytanii 2022 zostanie zapamiętane jako świetne widowisko, które obfitowało w twarde pojedynki kierowców. Mimo tego niektóre z manewrów z Silverstone podkreśliły to, o czym w F1 mówi się od lat - brak konsekwencji w sędziowaniu.

Przed startem tegorocznej kampanii FIA przygotowała wytyczne dotyczące ścigania. Miały one zapobiec pewnym sytuacjom, jakich dopuszczano się w zeszłym roku, jak i zapewnić, iż pojedynki będą czystsze oraz nieco prostsze w ocenie. Ich głównym założeniem było wskazanie, że atakującemu należy się miejsce, jeśli znacząca część jego bolidu znajdzie się obok drugiego pojazdu najpóźniej na wysokości wierzchołka zakrętu.

Chociaż wymiany ciosów podobały się wszystkim, tak kilkukrotnie odbywały się one jedynie w okolicach przepisów, a nie w ich obrębie. Pokazały to niektóre momenty z walki Pereza, Leclerca i Hamiltona, a przede wszystkim twarde obrony Maxa Verstappena, który wymuszał na przeciwnikach - m.in. Micku Schumacherze - odpuszczanie, wykorzystując to, że sam był z przodu.

O ile powszechnie uznana za arcyciekawą jazda czołówki nie wywołała żadnych kontrowersji, tak zachowanie Holendra przykuło już niemało uwagi, przez co na wielu czwartkowych rozmowach nie brakowało pytań o postępowanie urzędującego mistrza w odniesieniu do reguł gry.

Pierwszym, który postanowił wypunktować przepisowe niedociągnięcia, był oczywiście Fernando Alonso. Dwukrotnie w tym sezonie tracił on punkty przez kary przyznane po zakończeniu rywalizacji. Hiszpan po zawodach na Silverstone był przekonany, iż Charles Leclerc poniesie konsekwencje trzykrotnego powtórzenia tego, czym w Kanadzie podpadł dwukrotny mistrz świata. Na starcie weekendu w Austrii przypomniał również o trzymaniu się limitów trasy.

- Jestem zaskoczony [brakiem kary]. Poruszymy to na spotkaniu kierowców. Obejrzałem wyścig w poniedziałek i poza ruchami na prostych widziałem walkę Charlesa, Checo i Lewisa, co oczywiście było fantastyczne i z perspektywy telewizora, i mojej, bo jechałem za nimi. Jednak na początku roku zabroniono wyjeżdżać poza tor. To było bardzo jasno przedstawione, czarno-białe. Teraz jednak wyjazd poza tor i jazda pełnym gazem po poboczu, kontynuując pojedynek, jest dozwolona. To zupełnie inny kierunek, więc interesujące będzie rozjaśnienie tego.

Agresywne ruchy Verstappena znów otworzyły dyskusję o przepisach

- Myślę, że musimy porozmawiać - dodał, pytany o ruchy Verstappena. -  Oczywiste jest jednak, że walcząc bok w bok i wypychając kogoś, są różne scenariusze, różne manewry i różne zakręty. Zawsze trudno to oceniać. Powiedziano nam, że przede wszystkim będą pilnować białych linii, a inne decyzje mogą się zmieniać w zależności od torów czy zakrętów. Białe linie miały być bardzo jasne, ale na Silverstone tak nie było.

- W Miami raz wyjechałem poza tor i według nich zyskałem przewagę. Wymyślili to sobie, bo ją oddałem, co było faktem. Tutaj [w Wielkiej Brytanii] zyskanie przewagi było jasne, bo dzięki temu, że wyjeżdżali, mogli walczyć w następnym zakręcie. Kar jednak nie było, więc jestem zaskoczony.

- Oni mają trudną pracę. Nie chcę mówić, że na Silverstone postąpiono źle czy dobrze. Musimy mieć lepsze spojrzenie na to. Jesteśmy tu po to, by im pomóc. Musimy po prostu upewnić się, że będziemy mówić jednogłośnie.

Mniej wątków poruszyli za to przedstawiciele Haasa. Ich główne przesłanie było zbliżone do tego, o czym na koniec mówił Alonso - nie domagali się konkretnego traktowania, ale postępowania zawsze tak samo.

- Wiedziałem, że Max nie zostawi mi miejsca, ale wiedziałem też o jasno przedstawionych przed sezonem przepisach i konsekwencjach ich łamania - przyznał Mick Schumacher. - Fakt, że konsekwencji nie było, pokazuje, że znów zmieniono zasady. Kolejny raz chodzi po prostu o jasność. Jeśli zostanie jasno powiedziane, że zachowanie Maxa, jest okej, to nie ma tematu.

Agresywne ruchy Verstappena znów otworzyły dyskusję o przepisach

- Zgadzam się z zasadami, o ile są stałe - dodał Gunther Steiner. - Na początku sezonu ludzie dostawali kary za robienie czegoś takiego [jak Max]. Na następnej odprawie kierowców trzeba poruszyć ten temat, zamiast zmieniać podejście za każdym razem w zależności od tego, kto jest kim.

- Jeśli chodzi o walkę Maxa, przecież on wiedział dokładnie, co robił. Jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym w obronie. Mick wiedział, kiedy odpuścić, a Max miał świadomość swoich ruchów. Chodzi po prostu o to, co jest dozwolone, a co nie. Jeśli to się powtórzy, zastosujmy po prostu te same zasady.

Dłuższych wypowiedzi udzielił za to Lando Norris, który odwołał się do zeszłorocznej rywalizacji na Red Bull Ringu, kiedy to jego nieustępliwość spotkała się z niezadowoleniem sędziów. Brytyjczyk opisał również punkt widzenia kierowcy, pokazując, co pod uwagę powinni brać zawodnicy, niezależnie od tego, jakie przepisy zostaną danego dnia wylosowane wyegzekwowane.

- To zależy - zaczął, pytany o sprawę Verstappena. - Rozmawialiśmy też sporo o ruchach na prostych i karze Fernando z Montrealu, która według mnie była niesłuszna. Został dość ostro potraktowany za jeden ruch na prostej. Widziałem też, że mówił o podobnym zachowaniu Charlesa, który jednak zrobił to kilkukrotnie. 

- W zeszłym roku dostałem tu karę za manewr na Perezie, który miał połowę bolidu obok. Zostawiłem mu całkiem sporo miejsca, ale i tak dostałem karę. Były jednak przykłady sytuacji z Maxem, gdzie sankcji nie było. To trudne. Nie jest to tak oczywiste, jak bym sobie tego życzył, czy też tak jasne w każdy weekend.

- Rozmawiamy o tym i staramy się dawać [sędziom] możliwie jak najlepsze informacje, by to poprawić. Często jednak ludzie chcą, by im się upiekło, a potem, gdy im się nie uda, czują się z tym źle, bo ich sytuacja była podobna do wielu innych - zwrócił uwagę na to, że brak konsekwencji zachęca do szukania swoich szans także w nieco nieprzepisowy sposób.

- Najlepszym przykładem jest Max i Lewis z Brazylii. Starty też dobrze to pokazują, bo można mocno zanurkować, niemal zblokować koła, złapać podsterowność, ale być z przodu przy wierzchołku i w teorii mieć pierwszeństwo, choć wyjeżdża się potem poza tor. Myślę, że to powinno być wystarczająco oczywiste w ocenie, np. gdy ktoś całkowicie wypycha innego kierowcę z toru.

- To nie powinno robić różnicy - wspomniał, pytany o to, czy ocena zajścia powinna być zależna od typu pobocza. - Są różne scenariusze. Rok temu Perez chciał pojechać po zewnętrznej, ale pierwszą zasadą, której uczysz się już w kartingu, jest to, że musisz upewnić się, iż jesteś praktycznie z przodu, bo znajdujesz się w bardzo wrażliwej pozycji, w której ktoś łatwo może sprawić, że miejsca będzie za mało. Czasem musisz się tego nauczyć i odpuścić manewr.

- Nie możesz po prostu mówić, że tylko tam byłeś. Musisz nauczyć się, że czasem trzeba się wycofać. Jeśli masz wewnętrzną i zwyczajnie wypychasz kogoś na żwir, to inny temat. Gdy próbujesz wyprzedzać, sam musisz oceniać ryzyko, np. to, czy z boku jest żwir, czy może asfalt. Jeśli żwir, ryzyko jest znacznie większe, szczególnie po zewnętrznej. Nurkując po wewnętrznej, trzeba się natomiast liczyć z konsekwencjami przestrzelenia. To trudne, bo jest wiele scenariuszy i zmiennych.