Fernando Alonso był na świetnym kółku w trzecim segmencie kwalifikacji. Po przejechaniu dwóch sektorów, dających mu szansę walki o czołową trójkę, przestrzelił jednak jeden z zakrętów i wylądował w barierze.

Zmodyfikowana nitka w Melbourne sprzyja Alpine. Kierowcy francuskiego zespołu prezentowali się bardzo solidnie w każdej z sesji treningowych i utrzymali tę formę również na kwalifikacje. Dzięki usunięciu jednej strefy DRS, za czym lobbował Hiszpan, niebieskie bolidy stały się jeszcze mocniejsze.

Główne skrzypce w ekipie z Enstone grał Alonso, który dysponował lepszym tempem od swojego partnera z drugiej strony garażu. Fernando pewnie przedarł się przez dwa pierwsze segmenty czasówki i wydawał się być mocnym kandydatem do startu z czołowej szóstki.

Podczas pierwszej mierzonej próby w Q3 frunął po torze, a kibicom mogły przypominać się słynne momenty, którymi dwukrotny mistrz imponował niegdyś w błękitno-żółtych barwach Renault. To był stary, dobry Nando.

Czar prysł, gdy w trzecim sektorze bolid z numerem 14 przestrzelił mocne hamowanie i wylądował w barierze. Alonso rozbił swoje auto i był zmuszony przedwcześnie zakończyć decydujący fragment kwalifikacji, w którym nadzieje były naprawdę spore, szczególnie że czasy z pierwszego i drugiego, rekordowo szybkiego wówczas sektora, dawały mu argumenty do walki o pole position.

Hiszpan zakomunikował przez radio, że doszło do problemu z hydrauliką, przez co bolid stał się właściwie niemożliwy do opanowania. Tę wersję potwierdził również w późniejszych rozmowach z mediami.

- To chyba coś z hydrauliką - mówił dla Sky. - Nie mogłem zmienić biegu, a do tego kierownica stała się bardzo ciężka. Zakładam, że straciliśmy wspomaganie.

- Nie wiem, czy mogliśmy walczyć o pole position, bo to duża rzecz, ale na pewno o top 3. To okrążenie było wystarczająco dobre. Mieliśmy też dwa zestawy nowych opon, bo oszczędziliśmy je w Q1 i Q2, więc to frustrujące.

Zawodnik z Oveido wyznał również, że - ku pokrzepieniu serc wiernych wyznawców El Planu - dobre kółko w finałowej odsłonie czasówki pozwoliłoby na walkę o podium w jutrzejszym wyścigu. To optymistyczna wiadomość przed nadchodzącymi rundami, o ile tych nie pokrzyżuje El Pech.

- Myślę, że mogliśmy walczyć o pole position - dodał później. - Czekałem na taką okazję wiele lat. To niesamowite, że mamy tyle pecha w pierwszych trzech rundach. Jutro powalczymy o jakieś punkty, ale myślę, że podium było realne, jednak straciliśmy tę okazję.

Zamiast triumfalnej aury nad Alpine krąży za to widmo kary za możliwą wymianę komponentów, których francuski bolid zużył już najwięcej w stawce.

 - W tej chwili nie obchodzą mnie kwestie silnikowe i kary. Jak do tej pory był to mój najlepszy weekend od lat. Byłem blisko walki o pole position. Co będzie, to będzie - skwitował bliski dziś perfekcji Nando.