Gdyby opisać last dance Nicholasa Latifiego konkretnym rodzajem tańca, byłby to weselny dostawczak z lekko chwiejącym się wujkiem. Trochę zabawny, ale jednocześnie potwornie żenujący. Modlisz się tylko, by doczekać końca i zapomnieć o nim raz na zawsze bo człowiekowi aż wstyd. Kariera kierowcy Williamsa w F1 nareszcie dobiegła końca, a jego ostatni sezon był kulminacją bezbarwnych - lecz zdobionych pojedynczymi przebłyskami - trzech lat spędzonych w stawce.

Klasyfikacja generalna: 20. miejsce

Punkty: 2

Najlepszy wynik: P9 (GP Japonii)

Kwalifikacje: 2-18 vs Albon / 0-1 vs de Vries

Wyścigi: 4-16 vs Albon / 0-1 vs de Vries

DNF: 5

Wasza ocena: 2.88 (P20)

Nasza ocena: 2,98 (P20)

Sezon 2022 miał być dla sympatycznego Kanadyjczyka pewnego rodzaju przełomem. Przed startem kampanii wydawać by się bowiem mogło, że zebrane w ciągu ostatnich dwóch lat doświadczenie oraz napawające "jakąś tam" nadzieją pojedyncze momenty z roku 2021 uczynią z niego kierowcę dającego od siebie odrobinę więcej niż tylko content na kolejne memy.

Nicholas przejął jednak wątpliwej wartości pałeczkę od Nikity Mazepina i po zniknięciu Rosjanina ze stawki to on stał się największym "ulubieńcem" świata Formuły 1. Można właściwie powiedzieć, że powrócił tym samym do swojej pierwotnej roli w sporcie, którą objął w debiutanckim sezonie 2020.

W ubiegłym roku wybryki i mizerność Latifiego nie rzucały się w oczy tak bardzo, bo raz, że poza nim na torze był ktoś, kto potrafił przesunąć granicę beznadziei jeszcze dalej, a dwa, że miał wtedy lepsze auto i zdarzyło mu się dowieźć jakieś wyniki. Teraz ogórkometr pikał głównie przez niego, bo pojechał naprawdę marnie i udowodnił, że koniec jego kariery w F1 był konieczny. I to przez wielkie "K".

Błyskawiczna weryfikacja przez Albona

Nim jednak zaczęła się rywalizacja, kierowca z numerem 6 w końcu znalazł się we względnie komfortowym położeniu. Williams stracił George’a Russella, który był niekwestionowanym liderem zespołu i zdecydowanie lepszym, mówiąc delikatnie, zawodnikiem niż Latifi. W miejsce utalentowanego Brytyjczyka pozyskano Alexa Albona, którego forma przed rozpoczęciem kampanii była sporą zagadką.

Dosyć, wystarczy. Twój czas minął, Nicholasie!

Taj udowadniał bowiem w przeszłości, że będąc w gazie potrafi dać solidny popis i zachwycać swoimi występami. Z drugiej strony Red Bull pożegnał się z nim po sezonie 2020, bo ten po prostu nie dowoził i pozbawiał ekipę jakichkolwiek szans na walkę z Mercedesem w klasyfikacji konstruktorów, gdyby auto na nią pozwalało.

Rozpoczynający swój trzeci sezon w ekipie z Grove Latifi miał zatem zmierzyć się bezpośrednio z wracającym po rocznej pauzie kierowcą, który dodatkowo nie miał więcej doświadczenia za kółkiem bolidu F1. Nicky stał się w teorii liderem zespołu, lecz przez poprawę finansów Williamsa jednocześnie został wreszcie pozbawiony parasolu ochronnego.

To był moment, kiedy musiał przynajmniej postawić się swojemu nowemu-staremu koledze, z którym jeździł już wcześniej wspólnie w F2 w DAMS. Szybko jednak okazało się, że jedynką będzie nowy nabytek.

Nicholasie, „masakrować” znaczy „pokonywać”, nie „niszczyć”

Kanadyjczyk prędko dał do zrozumienia, że wciąż jest tym samym nijakim kierowcą i trudno liczyć z jego strony na jakikolwiek progres. Chyba, że mowa o coraz to bardziej efektownych wpadkach i incydentach. Kierowca z Toronto otarł się o zwycięstwo w klasyfikacji zawodników... których kraksy przynosiły zespołom największe straty pieniężne. „Lepszy” okazał się od niego tylko Mick Schumacher.

Największy popis dał na samym początku sezonu w Arabii Saudyjskiej. Na ulicach Dżuddy zaliczył mocnego dzwona w kwalifikacjach, a w wyścigu ponownie zakończył jazdę na ścianie. Latifi nie wziął sobie do serca słów Jacquesa Villeneuve’a, który powiedział kiedyś, że jeśli już masz mieć wypadek, to lepiej, aby był dobry.

Młodszy i mniej utytułowany rodak mistrza wypadł z toru w jednym z najwolniejszych jego fragmentów, a takich na Jeddah Corniche Circuit jest naprawdę niewiele. Jego zachowanie w tej sytuacji było zupełnie niezrozumiałe, bo nieporadne odbicie ślizgającego się bolidu w bandę wyglądało tak, jakby ktoś kazał mu pokazać, co 14 lat temu w Singapurze zrobił Nelsinho Piquet.

Na przestrzeni sezonu Latifi regularnie chwalił się niedoborem wyścigowego zmysłu. W kwestii jego uzupełnienia nie pomaga jednak zażywanie jakichkolwiek witamin, a zwyczajne wyciąganie wniosków i doskonalenie swoich umiejętności. Zamiast tego przesuwał granicę absurdu jeszcze dalej i powodował, że wszyscy zastanawialiśmy się, co jeszcze ma w repertuarze.

Warto przypomnieć tu sytuację z Singapuru, gdy zawodnik Williamsa w zupełnie niewytłumaczalny sposób zepchnął jadącego obok Guanyu Zhou na ścianę, kończąc zarówno swój, jak i jego wyścig, oraz wpadkę z treningu w Japonii, gdy w deszczu pomylił drogę i skręcił nie w tę szykanę, gdzie trzeba. Żeby było śmieszniej, do tego doszedł ten komunikat o dziwnym zachowaniu auta. Timing timingiem, jasne, ale litości...

"Jeden" nie znaczy "pierwszy"

Kolejną bolączką Latifiego było tempo wyścigowe, które w porównaniu do tego prezentowanego przez Albona wypadło po prostu koszmarnie słabo. Taj wewnętrzny pojedynek wygrywał aż szesnaście razy. Kierowcy z Toronto udało się przyjechać przed zespołowym kolegą tylko czterokrotnie, ale aż trzy razy dzięki DNFowi Alexa. Większa dysproporcja zauważalna była tylko w Red Bullu, ale tam o złej jeździe Pereza nie może być mowy, bo Max był poza zasięgiem.

Niektóre rundy na tle Albona były skandaliczne, a w pamięci najbardziej poza Singapurem może zapaść chociażby Meksyk, gdzie zawodnik z numerem 23 zdublował swojego partnera z ekipy. Tak, zdublował. Zespół niby tłumaczył to uszkodzeniami, ale ten występ na Autodromo Hermanos Rodriguez został wybrany przez Was jednym z najgorszych w całym sezonie.

Czytelnicy Parcfer.me za występy w Arabii, Singapurze, właśnie w Meksyku i we Włoszech, gdzie ostatecznego gwoździa do trumny wbił mu Nyck de Vries. O tym jednak za chwilę, bo warto jeszcze przez moment przyjrzeć się bolesnym cyferkom.

Dosyć, wystarczy. Twój czas minął, Nicholasie!

Oceny wyścigowe użytkowników Parcfer.me na tle średniej sezonowej

Kanadyjczyk na naszym portalu był wybierany najgorszym zawodnikiem częściej niż ktokolwiek inny. Redakcja stawiała go na szarym końcu dziesięć razy, podczas gdy Wy robiliście to aż siedemnastokrotnie. Podsumowując wszystkie Wasze oceny, ich średnia na koniec roku wynosi zaledwie 2,88. Redakcja Parcfer.me okazała Latifiemu nieco więcej litości, bo średnia naszych not wynosi aż 2,98.

Kierowca z Toronto bez zaskoczenia zajął tym samym ostatnie miejsce w klasyfikacji, a położony w tabeli o oczko wyżej Mick Schumacher zakończył sezon z ocenami 4,48 od użytkowników i 4,34 od redakcji. Przepaść, szczególnie że w poprzednich latach - gdy oceniali jedynie Grzegorz i dwie sztuki Bartków - tylko jednej osobie udało się zejść poniżej 4. Był to Mazepin z 3,39. Nicky natomiast otrzymał odpowiednio 4,42 oraz 4,33.

Krople w morzu beznadziejności

Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że Latifi zakończył minioną kampanię bez przebłysków. Nie tak często jak w sezonie 2021, ale zdarzało mu się momentami przywdziać łatkę pana kierowcy. Co ciekawe, gdy pokazywał charakter, działo się to w najmniej spodziewanych momentach. Potrafiło mu zażreć, ale działo się to jednak zdecydowanie zbyt rzadko.

W czasówce na Silverstone, która odbywała się w zmiennych warunkach, zdołał zakwalifikować się do wyścigu na 10. pozycji. Można się wprawdzie czepiać, gdyż wzmagające się w Q2 opady deszczu uniemożliwiły kierowcom położonym niżej w tabeli przebicie czasu Kanadyjczyka. Sensacyjne zdobycie przez Kevina Magnussena pole position w Brazylii miało jednak miejsce w identycznych okolicznościach, a wówczas niewielu kwestionowało ten wynik. Tak czy siak, trzeba oddać Latifiemu, że tamtego deszczowego popołudnia w Wielkiej Brytanii spisał się naprawdę dobrze.

Dosyć, wystarczy. Twój czas minął, Nicholasie!

Podobnie było w październiku na skąpanej deszczem Suzuce. Kierowca Williamsa po starcie z 19. pola nie tylko uniknął poważniejszych przygód i pomylenia szykan, ale był w stanie utrzymywać przyzwoite tempo na całym dystansie wyścigu. Latifi trzymał za sobą szybkiego Lando Norrisa i ostatecznie przeciął linię mety na 9. miejscu, zdobywając jedyne punkty w sezonie.

Właśnie to pozwoliło mu uniknąć absolutnej kompromitacji w postaci finiszu w klasyfikacji generalnej za plecami Nycka de Vriesa, który przejechał w minionym sezonie tylko jedno GP, ale właśnie tym występem postawił ostatecznie kropkę nad „i” w kwestii przyszłości Nicholasa w F1.

Holender wystąpił na Monzy w roli zespołowego kolegi Latifego, zastępując hospitalizowanego Albona. 27-latek wsiadł z marszu do bolidu Williamsa i od razu pokonał… ba, zniszczył etatowego zawodnika zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigu. Wydarzenia z weekendu we Włoszech były tylko kroplą w morzu argumentów, które przemawiały za pożegnaniem Kanadyjczyka.

Rewelacyjny debiut de Vriesa pewnie nie był najważniejszym czynnikiem, ale w oczach wszystkich obserwujących dał Williamsowi ostateczne przyzwolenie na rezygnację z usług Latifiego po sezonie 2022, co zresztą ogłoszono między GP Włoch a GP Singapuru.

It's time to say goodbye

Nicholas spędził na najwyższym szczeblu wyścigów łącznie 3 sezony. Za bezbarwnym zawodnikiem kibice powinni tęsknić jednak głównie z powodu braku na gridzie drugiej tak memodajnej postaci. Karykaturalna sylwetka „Goatifiego” stała się w tym roku bardzo popularna w Internecie i była równie znana co słynne niegdyś alter ego „Crashtora” Maldonado.

Na tym jednak wszelkie, o zgrozo, pozytywy się kończą. W F1 nie ma bowiem miejsca dla tych, o których szefowie innych zespołów wypowiadają się naprawdę lekceważąco. Frederic Vasseur żartował przecież we wrześniu, że wyścigi jego kierowcom czasem psuje awaria, a czasem po prostu Latifi…

Najlepszy redaktor najlepszego portalu na czarnogórskiej domenie pisał w podsumowaniu sezonu 2021, że będąca sponsorem Nicky'ego Lavazza przestaje smakować, a apetyty wielu członków zespołu powoli skłaniają się ku nieco lepszej jakościowo kawie. Proces ten dokonał się w pełni w 2022 roku i był to najwyższy moment, by się pożegnać. Dalsze kiszenie go w ekipie byłoby zupełnym absurdem. Szczególnie, że dla stajni z Grove wpływy pieniężne, czyli jego główna karta przetargowa w poprzednich latach, przestały grać tak wielkie znaczenie.

Latifi nie przestał nagle pasować do koncepcji podnoszącego się mozolnie z desek zespołu. Williams niemalże nigdy nie czerpał z niego żadnych sportowych korzyści i tylko czekał na odprawienie go z kwitkiem. Gdyby Alpine umiało podpisywać kontrakty i nie wkurzać Fernando Alonso, pewnie zastąpiliby go mocnym nazwiskiem w postaci Oscara Piastriego. Zamiast niego w brytyjskiej ekipie pojawi się Logan Sargeant, który nie jest uznawany za topowy prospekt.

Amerykanin ma jednak jakieś plusy, co po jego ogłoszeniu podkreślał Dawid Stelnicki. Pytanie o to, jak poradzi sobie w kokpicie, jest oczywiście naturalne, bo kierowca z Florydy to pewna niewiadoma, a nie pierwotnie przeznaczony Williamsowi australijski wymiatacz serii juniorskich. Jak wielkim chichotem losu byłaby sytuacja, w której Williams jeszcze zatęskniłby za nieporadnymi występami miłośnika Nutelli?

Dosyć, wystarczy. Twój czas minął, Nicholasie!