Władze F1 zamierzają wypłacić zespołom dodatkowe środki finansowe, co ma związek z kryzysem inflacyjnym, który uderzył głównie w koszty transportu.
W trwającej kampanii mistrzostw świata cała stawka zobligowana jest do przestrzegania odgórnie wyznaczonego limitu wydatków, którego próg wynosi w tym roku 140 milionów dolarów. Mimo zaakceptowania tych warunków kilka składów w ostatnim czasie zaczęło dość mocno naciskać na zwiększenie dostępnej sumy z uwagi na ‘’siłę wyższą’’ w postaci szalejącej inflacji.
Spotkało się to z dużym sprzeciwem kilku mniejszych ekip, takich jak Alfa Romeo czy Alpine, które dopatrywały się w tym próby zyskania sportowej przewagi. Ponieważ niektóre z nich nadal operują poniżej limitu budżetowego, podniesienie limitów nie wiązałoby się z tym, iż byłyby w stanie wydać więcej, co z kolei przyczyniłoby się do zostania w tyle za rywalami.
Najwięcej w tym temacie działo się w okolicach GP Monako, przed którym stanowczym komentarzem podzielił się Christian Horner. Brytyjczyk w swoim stylu hiperbolizował, przyznając, iż brak porozumienia na tej płaszczyźnie może doprowadzić do tego, że kilka drużyn nie będzie w stanie wziąć udziału w ostatnich rundach tegorocznego sezonu. W odpowiedzi był on proszony przez Freda Vasseura o zaprzestanie prac w tunelu aerodynamicznym i porzucenie rozwoju bolidu.
Christian Horner i Mattia Binotto
W kuluarach pojawiły się również wieści o tym, iż w kilku przypadkach może dojść do świadomego przekroczenia budżetu o regulaminowe pięć procent. Według przepisów taki występek podlega pod coś, co Regulamin Finansowy określa drobnym wykroczeniem, jednakże potencjalne konsekwencje są dość rozbieżne i nie do końca określone. Ich szczegóły, jak i wypowiedzi szefów, opisywaliśmy TUTAJ oraz W TYM MIEJSCU.
Choć w ostatnim czasie głównym tematem był inny konflikt, dotyczący dobijania bolidów do podłoża, to wcześniejszy spór nie został jeszcze zażegnany. Wygląda natomiast na to - co można było wyczytać między wierszami jeszcze w Kanadzie - że na horyzoncie pojawiło się kompromisowe rozwiązanie.
- Nadal trwają dyskusje ze wszystkimi stronami, przez cały czas - mówił szef Astona Martina, Mike Krack, pytany o tę kwestię w Montrealu. - Myślę, że musimy oddać to, że wzrost kosztów jest realny. Części stają się coraz droższe, podobnie jak działanie fabryki. Jesteśmy więc za zwiększeniem limitu, ale na zasadzie indeksacji, a nie zwykłego podniesienia go. Ograniczenia są wprowadzone z konkretnych powodów, które powinniśmy respektować.
- Byliśmy przeciwko podniesieniu limitu - dodał Otmar Szafnauer. - Wiem, że za kulisami dyskutuje się o tym, by zrobić coś rozsądnego. Nie jestem za podniesieniem górnej granicy, ale jasne jest, że koszty poszły do góry w kilku wspomnianych [przez Kracka] aspektach, m.in. w transporcie. Bardzo łatwo to zmierzyć w przypadku każdej z ekip. Jeśli więc dojdziemy do jakiegoś kompromisu w tej kwestii, myślę, że będzie to rozsądne.
Źródła Auto Motor und Sport donoszą, iż Liberty Media planuje wkroczyć do akcji i uporać się z problemem. Rozważane jest przekazanie zespołom nieobjętego limitem budżetowym dodatku finansowego, który ma oscylować w granicach od 3 do 4,2 milionów dolarów.
Taki zabieg sprawi, że mniejsze ekipy nie będą narażone na zostanie w tyle za tymi, dla których wyjęcie paru milionów z tylnej kieszeni nie jest problemem. Większe natomiast nie będą musiały uciekać się do drastycznych rozwiązań w postaci przedwczesnego wycofywania się z wojny rozwojowej.
Ceną za taką pomoc będzie jednak odjęcie wypłaconej sumy z ogólnej puli nagród. Ponieważ ta przydzielana jest procentowo w zależności od miejsca w klasyfikacji konstruktorów, więcej stracą na tym topowe składy.
Nie jest to jeszcze stuprocentowo pewny zabieg. Chociaż AMuS należy do jednych z najlepiej poinformowanych publikacji, cała historia została podsumowana krótkim komentarzem zarządców serii, którzy mają w swoich rękach prawa komercyjne: - Przyglądamy się tej propozycji. W końcu to nasze pieniądze mają być tu rozdysponowane.