Po zakończeniu GP Austrii Mattia Binotto skomentował spektakularną i niebezpieczną awarię, która wykluczyła Carlosa Sainza z wyścigu.

Usterka jednostki napędowej w bolidzie Hiszpana, która miała miejsce na 57. okrążeniu rywalizacji w Spielbergu, to kolejny problem z niezawodnością, jaki przydarzył się Ferrari w sezonie 2022. Wcześniej z podobnych powodów czerwone maszyny odpadały z rywalizacji w Hiszpanii oraz w Azerbejdżanie.

W najbliższych dniach Włosi przeprowadzą pełną analizę wadliwych komponentów, jednak już po wyścigu szef ekipy był w stanie powiedzieć coś na temat tego, co udało się zidentyfikować na gorąco i w kontekście samochodu nr 55, jak i auta nr 16, w którym posłuszeństwa odmawiał pedał gazu.

- Trzeba jeszcze potwierdzić to, co usłyszałem, ale pierwsze wrażenia są takie, że problem [Leclerca] był mechaniczny - stwierdził Binotto. - Nie mogę jednak podać szczegółów w tej chwili.

- Musimy przyjrzeć się temu, czy [u Sainza] doszło do tego samego, co przydarzyło się Charlesowi w Baku. To jest akurat bardzo prawdopodobne. Jesteśmy zmartwieni, ale nasi ludzie pracują bardzo ciężko. Problem nie jest jeszcze rozwiązany, co pokazała awaria Carlosa. Mamy nowe elementy, plus wiem, jak mocni są nasi ludzie i jak pracują. Mogę więc liczyć na nich w sprawie rozwiązania tego.

Po rundzie w stolicy Azerbejdżanu Ferrari potrzebowało kilku dni na wyciągnięcie wniosków, a na starcie weekendu w Kanadzie poinformowało jedynie o tym, iż najprawdopodobniej usterka była powiązana z tą, która wystąpiła podczas rywalizacji pod Barceloną. Po majowym GP Hiszpanii zespół przekazał natomiast dość nietypowe wieści, wyrażając zadowolenie z tego, iż nie była to wada konstrukcyjna ani problem z niezawodnością konkretnych części.

Ferrari podejrzewa, że usterka Sainza nie była niczym nowym

Carlos Sainz wypowiedział się natomiast o tym, jak z jego perspektywy wyglądała kwestia ewakuacji z bolidu, który został zaparkowany na wzniesieniu.

- Nie było łatwo, bo widziałem w lusterkach, że pojawiał się ogień. Wciskałem hamulec, ale gdy tylko chciałem wyskoczyć, zauważyłem, że było pod górkę, więc nie chciałem zostawić staczającego się bolidu bez jakiejkolwiek kontroli.

- Wołałem porządkowego, by pomógł mi podłożyć coś pod oponami i zatrzymać auto, ale cały ten proces był dość wolny. W pewnym momencie ognia było już tak dużo, że musiałem uciekać. Musimy przyjrzeć się temu w kontekście robienia czegoś szybciej, bo ta sytuacja nie była prosta.