Otwarcie weekendu w Melbourne przyniosło problemy żołądkowe Kevina Magnussena, awarię bolidu Sebastiana Vettela i najlepszy czas Carlosa Sainza.
FP1 w pigułce:
- Nikt nie wycofał się z GP Australii
- Magnussen pojechał mimo problemów żołądkowych
- Hamilton uniknął konsekwencji za blokowanie, jednak ruchy Sainza i Strolla będą analizowane po FP1
- Krótką czerwoną flagę wywołał Perez, który zgubił kawałek auta
- Bolid Vettela zepsuł się po 45 minutach, co znów przerwało sesję
- Seb może ponieść konsekwencje za... przejazd na skuterze
- Sainz okazał się najlepszy, jadąc znacznie szybciej od czasu pole position z 2019 roku
Pierwszy trening na Albert Park odbył się w dobrych, bezwietrznych warunkach. Tor był rozgrzany do niecałych 40 stopni Celsjusza, a aplikacje termometry mieszkańców Melbourne pokazywały 21 stopni.
Zawodnicy szybko zabrali się do pracy i sprawdzania wszystkich mieszanek, które tym razem dobrano z przeskokiem, czyli przywożąc C2, C3 oraz C5. Weekend od prób z dużymi kratownicami rozpoczął Sergio Perez, a Carlos Sainz miał mniejsze czujniki na przednim skrzydle.
Na torze początkowo brakowało jedynie Haasów, którym wyjazd zajął odpowiednio 20 i 30 minut. Powodem opóźnień w przypadku Kevina Magnussena były problemy żołądkowe, przez które Duńczyk nieco później dotarł do padoku, opuszczając m.in. rozmowy z mediami.
Już po 6 minutach sesji doszło do pierwszej przygody, która mogła skończyć się wizytą u sędziów, ponieważ Lewis Hamilton zablokował Lance'a Strolla w trzecim sektorze. W ostatnich rundach traktowano takie incydenty nieco ostrzej, jednak tym razem skończyło się bez konsekwencji.
Inaczej oceniono zajście z Carlosem Sainzem i Zhou Guanyu, któremu zdecydowano się przyjrzeć po FP1. Podobnie postąpiono później z manewrem Kanadyjczyka z Astona Martina na Kevinie Magnussenie.
Po 20 minutach na wyjściu z ostatniego zakrętu znalazł się intruz w postaci sporego kawałka bolidu Checo. Kontrola wyścigu była zmuszona wywiesić czerwoną flagę, by oczyścić nawierzchnię. Przerwa była błyskawiczna i zajęła jedynie 2 minuty.
Niebezpieczną sytuację zaliczył George Russell, który natknął się na wolnego Meksykanina przed słynną szykaną ze słupkiem. Tym razem nie poinformowano o zajęciu się tą sprawą. Brytyjczyk pod koniec jazd znów narzekał na będące wszędzie Byki, w stronę których niekoniecznie kulturalnym epitetem.
Z toru w "australijskim zakręcie grozy" wypadł Kevin Magnussen, który przejechał po pułapce żwirowej, unikając kontaktu ze ścianą i problemów Haasa z częściami zapasowymi. Pobocza odwiedzali też Fernando Alonso i Charles Leclerc, również nie ponosząc większych konsekwencji.
Już w FP1 pobito czas pole position z 2019 roku, czyli 1:20.486. Uczynił to Carlos Sainz, osiągając 1:20.325 na mieszance C5. Nie jest to żadne zaskoczenie z powodu wielu zmian na Albert Park. Hiszpan urwał z tego jeszcze ponad pół sekundy, schodząc na 1:19.806.
Niecałe 15 minut przed końcem pokazano drugą czerwoną flagę, ponieważ za T10 zatrzymał się Sebastian Vettel. Bolid strażaka dymił, przez co błyskawicznie chwycił on za gaśnicę porządkowego i spryskał nieposłuszną maszynę. Ta szybko została ściągnięta z trasy, przez co już po 5 minutach wywieszono zieloną flagę.
W końcówce treningu kolejną przygodę miał Charles Leclerc, który ponownie odwiedził żwirowe pobocze, ale był w stanie spokojnie je opuścić.
Najwięcej radości kibicom sprawił Seb, który wrócił do alei serwisowej po pokazaniu flagi w szachownicę, przejeżdżając się po torze na skuterze. Czterokrotny mistrz świata może mieć jednak z tego powodu kłopoty, ponieważ był to wjazd na tor bez pozwolenia, co odnotowała kontrola wyścigu.
Imponująca próba Niemca nie była jednak na tyle dobra, by zrzucić Carlosa Sainza ze szczytu tabeli. Hiszpan okazał się zdecydowanie najszybszy, mając ponad 0.5 sekundy przewagi nad zespołowym kolegą.
Ładowanie danych