McLaren doczekał się mocniej odpowiedzi szefa Red Bulla ws. kontrowersyjnego triku, który mógł służyć do osiągania nieuczciwej przewagi. Christian Horner skontrował Zaka Browna, czując się przy tym bardzo pewnie. Swoje trzy grosze dołożyła też FIA.

Sprawa wykorzystywania sprytnego urządzenia do łamania zasad parku zamkniętego, co było zarzucane Red Bullowi, wydaje się być coraz jaśniejsza. Po tym, jak poznano działanie systemu i przede wszystkim skomplikowany sposób dojścia do niego, stało się jasne, że użycie triku w praktyce byłoby znacznie trudniejsze, niż zakładano.

Mimo tego doczekaliśmy się medialnej przepychanki, którą zapoczątkował jeden z głównych fanów obrzucania się błotem, Zak Brown. Amerykanin postawił na taktykę zadawania wielu niewygodnych pytań rywalom, ale gdy przed kamerą Sky pojawił się Christian Horner, to okazało się, że jest przygotowany do odpowiedzi.

Szef Red Bulla odparł zarzuty i podkreślił, że nie ma żadnych obaw o to, czy grał zgodnie z przepisami. Poza tym zdradził także kilka ciekawych informacji, m.in. to, jak długo regulator znajduje się w miejscu, które nie spodobało się McLarenowi.

Gdy Brytyjczyka zapytano, dlaczego i tak konieczne jest zaplombowanie niektórych elementów RB20, odparł: - Bo pojawiło się trochę jęczenia ze strony jednego z naszych rywali.

- Rolą FIA jest sprawdzanie takich rzeczy, aczkolwiek to komponent, który jest otwarcie dostępny od ostatnich trzech lat. FIA jest zadowolona, ale musiała być może usatysfakcjonować jakąś paranoję gdzieś w padoku. Jeśli myślisz, że jest tu jakiś rodzaj hamulca ręcznego czy drążka, który mogą aktywować kierowcy, to przykro mi, że muszę cię rozczarować.

- To [urządzenie] jest położone przed przestrzenią na nogi. Cóż, było tam od jakichś trzech lat. Żeby się tam dostać, trzeba zdjąć pedały i inne panele. To niczym każdy inny regulator w bolidzie. Prościej zmienić położenie tylnego stabilizatora, niż dostać się do tego komponentu. To element upakowania przedniej części samochodu.

- Mieliśmy rozmowy z FIA na ten temat w Singapurze. Popatrzyli na to i są więcej niż zadowoleni, całkowicie. I dla wyjaśnienia kibicom - w bolidzie jest jakieś 600 rzeczy, które można dostosowywać. Każdy może to robić, ale zakazane jest robienie tego w parku zamkniętym. I do tego nie dochodziło.

- Jak mówiłem, prościej byłoby zmienić położenie wspornika podłogi, stabilizatora czy wahacza, zamiast demontować pedały. Wokół są kamery, które nadzorują auta. Mamy kontrolerów, którzy przyglądają się temu. Przez ostatnie trzy lata nasz samochód był pod lupą bardziej niż jakikolwiek inny. Czujemy się całkowicie pewnie.

- Możemy nałożyć plombę na każdy ruchomy element, bo park zamknięty mówi, że nie można wprowadzać zmian. Po to istnieje. Spełniliśmy wszystkie wymogi przepisów i procedur. Z rozmów z FIA jestem więcej niż zadowolony. 

Horner sam zabrał się również za ofensywę i przypomniał widzom, że temat elastycznych skrzydeł McLarena nie jest zamknięty. Więcej o tym można przeczytać TUTAJ.

- Moim zdaniem chodzi o odwrócenie uwagi od tego, co dzieje się w ich własnym domu. Czasem w takich sytuacjach próbujesz rozpalić ogień gdzieś indziej. Było mnóstwo głosów na temat tylnych skrzydeł McLarena. Musieli zmienić je w czwartek. Ale to część F1. Jestem pewny, że do Abu Zabi wyskoczą jeszcze inne rzeczy. 

Przed mikrofonem Sky w piątek pojawił się też Nikolas Tombazis. Mimo całego tego zamieszania, a nawet ujęć, które pokazywały pracę kontrolerów w garażu Red Bulla, szef ds. bolidów jednomiejscowych w FIA, wyraźnie uspokoił sytuację.

- Zrobiliśmy wszystko, co było konieczne, aby zatrzymać jakiekolwiek oskarżenia. Oczywiście walka w mistrzostwach jest twarda i ludzie ekscytują się swoimi samochodami. Nie możemy całkowicie zamknąć poprzednich wyścigów czy zaprzestać powstawaniu insynuacji między zespołami w tak konkurencyjnym środowisku. Ale w tej chwili uważamy, że nie jest to żadna historia. 

- Tak naprawdę rozmawiamy tu o zmianie w stylu paru milimetrów. To bardzo, bardzo małe liczby. Nie sądzę, że można cofnąć się i sprawdzić coś takiego. Jak mówiłem, nie dysponujemy wskazówkami czy dowodami na to, że wcześniej działo się coś niestosownego.