Fernando Alonso zrobił to, co lubi i potrafi najlepiej - zadymę. Tym razem i w swoim obecnym zespole, i na rynku transferowym. Jak do tego doszło i co wydarzy się dalej? Gdzie w tym wszystkim jest Oscar Piastri i dlaczego niekoniecznie w Alpine?
Rzadko zdarza się tak, by jakiś ruch zaskoczył wszystkich, ale tak naprawdę wszystkich. Najczęściej wie albo mniejsza, albo większa część, bo sprawy ciągną się tygodniami, aż ostatecznie potrzebne jest tylko potwierdzenie. W takich sytuacjach redakcje czekają z gotowcami, by potem uzupełnić szczegóły lub wypowiedzi, które nie mogą nie zawierać słowa "podekscytowany".
W przypadku Hiszpana było inaczej. Pewnie ktoś tam wiedział, jasne, ale przesadą nie będzie stwierdzenie, że nie spodziewał się niemalże nikt, nawet jego obecny zespół. Stało się tak, bo Fernando, który znany jest z wielu sprytnych sztuczek, ograł każdego - i media, i swoich szefów - jak dzieci. W tym, że my dowiedzieliśmy się z prasówki, nie ma niczego wielkiego. Ale że Alpine... Chociaż jeśli prawdą jest, że w niedzielę kazał się nie martwić, bo niczego nie podpisał, to jeszcze można zrozumieć.
Pisanie tego tekstu rozpocząłem od przesłuchania czwartkowej sesji z głównym bohaterem wczorajszego dnia. Wtedy byłem jeszcze w padoku Hungaroringu, więc obserwowałem ją z bliska. Była bardzo żywa - Alonso dużo żartował i udzielał bardzo rozbudowanych wypowiedzi. Przeszło mi przez głowę, że był jakiś... nawet zbyt pobudzony, ale to oczywiście Fernando, a z nim zawsze jest wesoło.
Najważniejsze było jednak to, że sugerował problemy w rozmowach z Alpine. Od razu po wyjściu z motorhome'u poprosiłem, by tekst o tym był gotowy na ten sam dzień i aby puścić go z dość mocnym wydźwiękiem, bo uznałem, że nie mówi się takich rzeczy bez powodu. Ciekawy temat, sporo mięsa, bo to Alonso, więc czemu nie, szczególnie że deklaracja chęci pozostania była naprawdę dobrze zaznaczona. Słuchając tego przy obecnej wiedzy, można stwierdzić, że wręcz starał się wtedy wykrzyczeć: - To ja chciałem, ale oni nie!
W tej chwili nie jest jasne, kiedy zgodził się na zmianę barw, jak i kiedy zostało to przyklepane. Dziś zabawnie brzmią jednak niektóre jego słowa z zeszłego tygodnia: - Jak mówiłem, przerwa wakacyjna prawdopodobnie będzie tym punktem, kiedy usiądę i coś sfinalizuję. Cóż, przerwa wakacyjna jest już w poniedziałek!
Z jednej strony nie ma co nadinterpretować, że był to cały El Plan, a z drugiej bardzo podobną rzecz tylko kilka dni wcześniej zrobił Sebastian Vettel, rzucając słowem "Instagram" do Claire Cottingham, dziennikarki RaceFans. Niemiec był potem zadowolony, że złapała, o co chodziło. I choć poinformował zespół dopiero w środę, jakieś ruchy musiały dziać się wcześniej, ale o tym zaraz.
Sam 41-latek o Astona pytany był dwukrotnie - o to, czy rozmawiali niedawno, jak i w 2021 roku. Po dość przygaszonym "nie" wybrnął z tego, mówiąc, że coś było na rzeczy, ale tylko w sezonie 2020. Nie naciskano na niego jakoś bardzo mocno. Panowało przekonanie, że pójdzie tam Mick Schumacher, bo sam projekt sportowo jest obecnie oceniany gorzej od strategii Ferrari, co pokazała moja ankieta na Twitterze.
I choć to nie jest najpoważniejszy argument, Aston naprawdę nie cieszy się renomą. Rozmawiając w Baku na temat transferu innej osoby do Silverstone, usłyszałem coś w stylu, że to ogarnięty facet i nie będzie się tam pchał. Na TT opisałem to jako "rozsądny". Nie pamiętam dokładnie, czy to ta wersja, czy może chodziło o kogoś inteligentnego, ale nie ma to większego znaczenia - po prostu nie spodziewano się, że ktoś bardzo dobry pójdzie tam z własnej woli, mając sportowo lepsze opcje na stole.
Ale Fernando nie miał. Albo nie dostał. O tym, że coś w negocjacjach z Alpine nie działało, plotkowało się wcześniej. Niby delikatnie, ale plotkowało. Panuje przekonanie, że nie zaoferowano mu dwóch rzeczy: dłuższego kontraktu i wyższych pieniędzy. Laurent Rossi miał mieć swój Le Plan, który zakładał wypożyczenie Oscara Piastriego na rok, następnie przerzucenie Alonso do Endurance, a ostatecznie powrót młodego Australijczyka. No i to wszystko, i do gabloty, powtórz.
Problem w tym, że Hiszpan zaparł się rękami i nogami przed pójściem do wyścigów długodystansowych. Oba te charaktery - i Nando, i Rossi - nie wyglądają na takie, które lubią, jak ktoś psuje im coś, co sobie uknuli. Chyba najlepiej dziwny styl zarządzania za czasów Laurenta pokazała sytuacja Alainem Prostem, ale i po odejściu Marcina Budkowskiego były głosy o tym, że CEO Alpine bardzo mocno wczuł się we władczą rolę.
Być może to, co Alonso mówił o swoim zaangażowaniu w F1, przyjeżdżaniu na tor wcześniej i swojej niezwykle wysokiej formie, także dotyczyło zmiany serii. Na zasadzie podkreślenia, że ktoś taki na bycie - jak określił to serwis The Race - "grzejącym fotel dla Piastriego" raczej się nie zgodzi. Dopóki miejsce w Astonie było zajęte, zagrożenie nie wydawało się gigantyczne. Później - okej, jakieś było, ale sportowo, jak wspomniałem, nadal takie sobie.
Logiczne wydaje się, że tak doświadczony zawodnik nie rzuciłby się na pierwszą lepszą ofertę, by kosztem swoich możliwości utrzeć komuś nosa, a raczej powinien był sobie to wcześniej przemyśleć. Czy tak zrobił - nie wiadomo, a poza tym ludzie nie zawsze kierują się logiką, więc to żaden argument. Ten wybór na logiczny wyglądać nie musi, a całość ocenić jest naprawdę trudno, bo zaskoczeni zostali praktycznie wszyscy i większość - ja też - bazuje na domysłach oraz interpretowaniu tego, co widziała na Węgrzech.
W poniedziałek, czyli po ogłoszeniu umowy, pojawiło się trochę takich rozważań. Z powodu tak dużego szoku nie wszystkie się ze sobą pokrywają. Część mówi, że rozmów na linii Alonso-Aston nie było niemalże do czwartku, a reszta twierdzi, iż jakieś miały miejsce, nawet jeśli tylko z samym Lawrencem Strollem. Spójne jest jednak to, iż ekipa z Silverstone miała w końcu poprosić Vettela o podjęcie decyzji przed wakacjami, by mieć jasność. Czy zrobiliby tak, nie mając wiedzy o tym, że coś grubszego było na rzeczy?
Niby chciano kontynuować współpracę z Sebem, jeśli miałby na to ochotę, ale o rozważaniu odejścia wiedzieli wszyscy, więc raczej liczono się z tym i przygotowywano rezerwową ekipę, nawet jeśli w teorii była za ambitna. Mając na uwadze przeciągające się negocjacje Fernando z Alpine, czyli stron, które po prostu do siebie pasowały, ktoś mógł wyczuć szansę.
Tu ważne jest podkreślenie tego dopasowania. Otmar Szafnauer, szef ekipy z Enstone, był przekonany, że jakoś się dogadają. Mówił o tym i non stop żartował. Rozstanie nie wydawało się rozsądne. Nie tylko jemu, ale wielu osobom. Jeden nie dostanie lepszego auta, a drugi lepszego kierowcy, przynajmniej przez chwilę, bo zdolny debiutant nadal będzie jednak tylko debiutantem, a nie dwukrotnym mistrzem. Kwestie kontraktowe nie wydawały się również nie do przeskoczenia, przynajmniej na moment.
W skrócie - jeszcze w niedzielę myślano, że pożegnanie się nie miałoby sensu, nie z takich powodów, więc pewnie jakoś by sobie poradzili, choćby na chwilę. Przecież nie tak dawno na tej zasadzie roczny kontrakt otrzymał Lewis Hamilton, by potem na spokojnie pogadać z Toto i załatwić sprawę na dłużej. O ile nie było tam jakiegoś wielkiego konfliktu, to nie mogło się popsuć. Ale do gry wszedł Stroll, który nagle miał miejsce, płacił jak za prezydenta i nie robił problemu z długością kontraktu, który - jak twierdzi F1.com - zawarto w formacie 2+1.
Według Motorsportu w ostatnich dniach kanadyjski miliarder bardzo mocno naciskał, by zamknąć temat przed wakacjami. Oferta musiała być dobra. Wiedział, że czas grał na korzyść Alpine, które musiało się w końcu dogadać z Fernando. AMuS przekazał, że w sobotę Stroll spotkał się z Alonso w motorhome'ie Astona, być może po to, by podpisać kontrakt. Niezależnie od tego, co się działo, załatwił to błyskawicznie, zostawiając francuski skład z... No właśnie, czym?
W teorii wydaje się, że Rossi i spółka nie mają na co narzekać, bo rozwiązał im się problem Piastriego. W teorii. Pisząc wczoraj dla Motorsport Magazine, Adam Cooper przekazał, że menedżer Oscara, którym jest Mark Webber, intensywnie poszukuje miejsca swojemu podopiecznemu w McLarenie, gdzie szefem jest Andreas Seidl, ceniący talent młodszego Australijczyka i znający starszego z Porsche. AutoHebdo twierdzi, że mistrz F2 ma już wstępne porozumienie z kimś innym. Albert Fabrega wskazuje, że właśnie z ekipą z Woking. Czyżby Alpine mogło przestrzelić w aż dwóch przypadkach, a grande strategia roku nie należała do Ferrari?
Wcześniej wydawało się, że opcją dla Piastriego będzie Williams. To jeden z tropów, ale nie brakowało głosów, żeby patrzeć na to ostrożnie. Wizja rocznego wypożyczenia kierowcy od zespołu, który nie może dać Jostowi Capito za wiele, nie musiała być kusząca. Tak zdolnego zawodnika (który i tak niespecjalnie chciał) bierze się - wow, nie myślałem, że to kiedyś napiszę - zgodnie z metodą Claire Williams, czyli na sztywne kilka lat, by albo zgarniać dobre wyniki przez parę sezonów, albo liczyć zera po wykupieniu. Inaczej może się to po prostu średnio opłacać, bo ani się nie zadomowi, ani nie da długofalowych korzyści.
Jako najgorętsze dostępne nazwisko - mimo przejechania 0 wyścigów w F1 - od przyszłości Oscara zależy wiele, a w tej chwili nie wszyscy są pewni, że trafi do Williamsa (tu już niemal na pewno nie) czy Alpine. McLaren długo wydawał się zabetonowany, bo Daniel Ricciardo ma mieć dość mocny kontrakt, ale puste miejsce w Enstone daje alternatywne wyjście, być może lepsze od obecnego, które pewnie i tak zakończyłoby mu karierę w F1 albo w tym, albo w następnym roku. Francuzi piszą, że taki ruch byłby możliwy. Jeśli Seidl i Brown podpisali coś z Piastrim, będą pchać Daniela gdziekolwiek.
A może sam zechce? Według AMuS dzwonił już do Otmara, jak wielu. To on ma klauzulę wyjścia. Był tam, jeździł szybko, ale uciekł dość nieładnie, przed startem drugiego wspólnego sezonu, gdy świat stanął na początku pandemii. Problem w tym, że to nie 2018 rok, w którym Cyril Abiteboul zgarnął go Christianowi Hornerowi i szydził z tego. Poziomem odstaje od tego Ricciardo, którego najpierw podkradło Renault, a później McLaren. Jednak gdyby Alpine faktycznie coś przestrzeliło lub nie chciało debiutanta, to za dużego wyboru mieć nie będzie.
Niby aż nie chce się myśleć, że mogliby stracić Piastriego, ale... hej, stracili właśnie Alonso, który chciał i niby miał zostać. Tak się też złożyło, że zorganizowano już sesję dla mediów. Ponoć okrojoną, co nie spodobało się tu i tam, ale nikogo nie zdziwiło. Wypowiedzi potwierdzają, że w kwestii przejścia Oscara do Alpine pojawiają się pewne przeszkody. Słowa Szafnauera nie brzmią tak, jakby chodziło o wypożyczenie. A gdy on mówi o tym, że no przecież jest kontrakt, gdzieś w Meksyku ktoś popija raz Tequilę, a raz Red Bulla.
- Nie jestem wtajemniczony w żadne wstępne porozumienia, które [Piastri] ma z McLarenem, a w zasadzie w jakiekolwiek - powiedział Amerykanin, cytowany przez Autosport. - Słyszę te same plotki co w alei serwisowej. Wiem tyle, że ma kontraktowe zobowiązania wobec nas, tak jak i my mamy w stosunku do niego. My spełnialiśmy je w tym roku. Te zapisy obowiązują przez sezon 2023 i być może przez 2024, jeśli pewne opcje zostaną wykorzystane. Nie powinno być żadnych komplikacji. Jeśli każdy będzie się trzymał zobowiązań, które podpisał tylko kilka miesięcy temu, powinniśmy pójść do przodu właśnie w oparciu o nie.
- Naszym obowiązkiem było zapewnienie mu roli rezerwowego w tym roku, jak i wsadzenie go do auta na odpowiednio długi czas. Jesteśmy znacząco za połową programu 5 tysięcy kilometrów w zeszłorocznym aucie, przygotowując go do ścigania się w przyszłym roku, co nie jest bez znaczenia. Są też występy w FP1, prace w symulatorze. Wspólnie wykonywaliśmy te prace. Mamy więc prawną umowę na sezon 2023, a jeśli wykorzystamy opcję, to też na sezon 2024. Nie wiem, co zrobił z McLarenem. Jak mówiłem, nie mam takiej wiedzy.
- Oscar i jego obóz rozważają swoje opcje, cokolwiek to znaczy. To [sprawa Alonso] stało się w poniedziałek. Dziś mamy wtorek, a jego menedżer jest w Australii, gdzie jest różnica czasu. Próbowaliśmy złapać Marka i napisać mu smsy oraz emaile. Dajcie nam trochę czasu. Oscar to nasz kandydat nr 1. Teraz sytuacja jest trochę jaśniejsza, bo Fernando zdecydował się na Astona, a Oscar nie zostanie umieszczony gdzieś indziej, np. w Williamsie. To musi pójść do przodu, a stało się przecież wczoraj. Usiądziemy i zobaczymy, jaki skład możemy mieć w przyszłości.
- Nie lubimy omawiać warunków kontraktów, ale to było po stronie zespołu, nie kierowcy - dodał, pytany o wskazanie miejsca dla Piastriego. - Prawdą jest, że każdy chce jeździć w jak najmocniejszej ekipie. Jeśli masz wybór czołówki środka stawki lub kogoś, kto się tam nie znajduje, oczywiste jest, że pójdziesz tam, gdzie są lepsze perspektywy. To było rozważane. Jeśli jednak masz wybór na zasadzie jazdy w F1 lub przesiedzenia kolejnego roku, wyobrażam sobie, że wybierzesz F1.
- [W Oscara] zainwestowano mnóstwo pieniędzy. To coś więcej niż inwestycja finansowa, bo jest także emocjonalna, by przygotować go na coś, co - mamy nadzieję - będzie karierą pełną sukcesów. Nie każdy zespół robi to dla kierowcy swojej akademii, ale my postanowiliśmy uczynić to, by mógł się przygotować. Zrobiliśmy to, mając na uwadze, że będzie się ścigał tutaj w przyszłości. Inaczej nie postąpilibyśmy tak, nie przygotowalibyśmy go do startów dla rywala.
Wszystko będzie rozwijało się dynamicznie i wyjaśni się pewnie niedługo. Minął dopiero dzień od astonowej bomby, a kurz jeszcze trochę sobie poopada. Przerwa wakacyjna nie będzie raczej najspokojniejsza, podobnie jak ostatnia zimowa. Pół biedy, jak chodzi o kibiców, bo będą mieć o czym gadać, ale paru szefów nie odpocznie tak bardzo, jak zakładało. Fernando nawarzył piwa, a teraz ubierze hawajską koszulę, stanie za barem i będzie nalewał każdemu dookoła. Otmarowi oczywiście podwójnie.