Powraca temat przeklinania kierowców F1. Charles Leclerc zaliczył małą wpadkę podczas konferencji po wyścigu i również może ponieść za to konsekwencje.

W trakcie weekendu w Singapurze doszło do ogromnego zamieszania z udziałem Maxa Verstappena, który został ukarany za użycie wulgarnego słowa na czwartkowej konferencji prasowej. Była to pierwsza runda, podczas której chciano zająć się zachowaniem kierowców, a Holender miał posłużyć jako przykład. 

FIA nie przewidziała jednak, że zostanie za to zmieszana z błotem przez zawodnika. Ten w ostentacyjny i ośmieszający sposób zaczął protestować, odpowiadać słówkami i organizować własne spotkania z mediami w padoku, a do tego otrzymał wsparcie rywali. Po jesiennej przerwie zakończył swój bunt i choć ciągle nie otrzymaliśmy obiecanego listu GPDA do kibiców, to wydawało się, że sprawa naturalnie będzie już cichnąć.

Tak było aż do wczoraj, choć przekleństwo Leclerca zostało przyjęte raczej z rozbawieniem. Gdy Monakijczyk opisywał przygodę, przez którą stracił P2, to wymsknęło mu się podwórkowe określenie. Jest to tyle groteskowe, że sam opis jest naprawdę ciekawy i zapewne stałby się dobrym sportowym newsem, gdyby nie reakcja Federacji.

- Musiałem jechać perfekcyjnie, bo wiedziałem, że Lando był bardzo szybki - tłumaczył Leclerc. - To była kwestia okrążeń, ale i tak starałem się zrobić wszystko, żeby zaczął mieć problemy z przegrzewaniem podczas jazdy za mną. Chciałem utrzymać go tam jak najdłużej i mieć jak najlepsze wyjście. Widziałem, że był bardzo blisko w tamtym zakręcie. Straciłem tył, a wtedy zapomniałem już o Lando i miałem tylko nadzieję, że odzyskam kontrolę. Przez nadsterowność szarpnęło mną raz, ale poradziłem sobie, a potem rzuciło mną znów, z drugiej strony. Pomyślałem: "O k****!", ale na szczęście...

Zawodnik nie dokończył nawet zdania, bo zorientował się, co zrobił. Zaczął więc bić się w pierś, choć był tym ewidentnie rozbawiony: - Oj, przepraszam! O nie, nie chcę dołączyć do Maxa! - mówił z uśmiechem.

Po konferencji Charlesowi nie było aż tak wesoło, bo musiał odbyć rozmowę z delegatem FIA ds. mediów, podczas której miał ponownie bardzo przepraszać. Odgórny przykaz nakazuje natomiast delegatowi zgłoszenie tego występku dalej, a jak podał serwis Motorsport, oficjele rozpoczęli następnie dyskusje nad tym, czy potrzebne będzie otwarcie dochodzenia. Porównano to do sytuacji z toru, kiedy kontrola wyścigu debatuje, czy zajście ma trafić do sędziów.

Runda w Meksyku formalnie jest już zamknięta, ale nie oznacza to, że nie będzie możliwe wezwanie Leclerca przed oblicze arbitrów przy okazji kolejnego Grand Prix, w Sao Paulo. Dokładnie tak postąpiono z Toto Wolffem i Fredem Vasseurem, którzy w zeszłym roku przeklinali w Las Vegas, a tłumaczyli się z tego w Abu Zabi.