Kierowcy McLarena uderzyli w Red Bulla po tym, jak na jaw wyszedł wątek używania kontrowersyjnego triku. Zdaniem Lando Norrisa i Oscara Piastriego ich sztuczka z tylnym skrzydłem mieściła się w szarej strefie, ale zmiany w parku zamkniętym są po prostu przegięciem.
Przed weekendem w Singapurze ponownie głośno było na temat stajni z Woking, która znalazła się na świeczniku nie ze względu na przednie, a tylne skrzydło. Tak zwany mini-DRS, który był bardzo szeroko omawiany po rundzie w Baku, został wycofany przez pomarańczowych po konsultacjach z FIA.
Po przerwie jesiennej uwaga przerzuciła się na Red Bulla. Stało się to za sprawą doniesień o tym, iż jedna ekipa dostosowuje prześwit bolidu w parku zamkniętym. W czwartek okazało się, że faktycznie robiły to Byki, które w obliczu mocnych dowodów potwierdziły plotki.
Podczas piątkowych rozmów z mediami o całą sytuację naturalnie zapytano kierowców McLarena, dla których Max Verstappen i Sergio Perez to główni konkurenci. Lando Norris był subtelniejszy i stwierdził, że trik Red Bulla zapewne nie wpływał mocno na rywalizację, lecz mógł momentami dawać zyski. Mimo tego wykorzystał szansę, aby zmienić narrację ws. pogrywania z przepisami.
- Jedną rzeczą jest mieć to w swoim samochodzie, a drugą jest stopień, w jakim ją wykorzystujesz i używasz, o czym nie mamy pojęcia - mówił Brytyjczyk. - Jeśli rzeczywiście to im pomagało i czerpali z tego w sposób, w jaki ludzie myślą, to [szala] może przechylić się na naszą stronę. Ale nie zdobyli kilku pole position czy zwycięstw tylko z powodu takiego urządzenia. Nie sądzę, że to naprawdę zmieni cokolwiek w ogólnym rozrachunku.
- Kiedy spojrzymy na niektóre kwalifikacje i różnice w pewnych wyścigach w tym roku, gdy wynosiły one setne lub nawet tysięczne części sekundy, to wtedy można powiedzieć: „Okej, może to pomogło im w tamtym momencie”. Myślę jednak, że FIA postępuje właściwie. Jest różnica między sprawami czarno-białymi - jak ta - a tworzeniem nowych rzeczy oraz wprowadzaniem innowacji w przestrzeniach, w których można wymyślać nowe rozwiązania. My w McLarenie wykonujemy w tym zakresie bardzo dobrą robotę, ale na pewno nie pójdziemy o krok dalej.
Znacznie bardziej bezpośredni był Oscar Piastri, który podkreślał, że taka zmiana ustawień w parku zamkniętym nie może być opisywana jak tylko sprytne szukanie osiągów.
- Oczywiście przesuwamy granice regulacji technicznych - tłumaczył Australijczyk. - Wszyscy to robią i to właśnie czyni F1 tym, czym jest. Ale z tego, co słyszałem i co mi powiedziano, taka rzecz [jaką robił Red Bull] nie przesuwa granicy, tylko wyraźnie ją łamie.
- Nie słyszałem, na którym samochodzie to jest ani czy jest na jakimkolwiek bolidzie, ale są raporty na ten temat. Aczkolwiek jeśli to coś, czego używano, to takie rozwiązanie wyraźnie nie przesuwa granic. To jest już poza szarą strefą i mieści się w czarnej.
- Jeśli będzie duża różnica w wydajności, to na pewno pojawią się pytania. Jeśli nie… no cóż, nie wiadomo. Nasz mini DRS był legalny. Mimo że musieliśmy wprowadzić pewne zmiany, nie było to rewolucyjne dla auta. Zobaczymy, czy to wpłynie na wyniki.