Prezydent FIA kontynuuje starania na rzecz wejścia nowego gracza do Formuły 1. 

Tuż przed rozpoczęciem weekendu wyścigowego w Katarze organ zarządzający serią przekazał informację, że w wyniku przeprowadzonego procesu tylko projekt Andrettiego zdołał pozytywnie przebrnąć przez rygorystyczne i wielopłaszczyznowe wymagania. 

Taki rozwój sytuacji nie oznacza jednak, że w stawce już wkrótce zobaczymy nowy skład. Żeby do tego doszło, opisywana kandydatura musi teraz zostać zaakceptowana przez właścicieli praw komercyjnych, co oczywiście nie będzie łatwym zadaniem, gdyż bardzo szybko do gry wkroczą obecne zespoły, które mocno sprzeciwiają się poszerzeniu stawki. Ma to związek przede wszystkim z podziałem posezonowych nagród, które przy 11. podmiocie byłyby niższe niż dotychczas. 

W ostatnich dniach głos w tej sprawie zabrał m.in. właściciel stajni z Silverstone, Lawrence Stroll, który otwarcie przyznał, że Formuła 1 nie potrzebuje nowej drużyny. Sporo szumu wywołała także niejasna deklaracja Lewisa Hamiltona.

Swoimi kolejnymi spostrzeżeniami w tym wątku podzielił się również Mohammed Ben Sulayem, który w żadnym stopniu nie zmienił swojej dotychczasowej narracji i nadal naciska na drugą stronę barykady, aby ta zaakceptowała mający mocne korzenie wyścigowe wniosek. 

- Powiedzenie ‘’nie’’ zespołowi, który został zatwierdzony przez FIA, jest bardzo trudne - powiedział prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej w wywiadzie dla Reutersa. - FIA powinna prosić, a nawet błagać producentów samochodów o wejście do tego sportu. Tym samym nie powinniśmy im po prostu odmawiać. Możecie uznać mnie za zbyt dużego optymistę, ale zawsze taki jestem i uważam, że w tym przypadku sprawa zakończy się sukcesem. 

- Jeśli ktoś pyta mnie, co jest moim marzeniem, to jest to wypełnienie 12 dostępnych slotów i posiadanie jednego fabrycznego zespołu z Ameryki, który używałby stworzonego tam silnika. Dodatkowo dobrze byłoby zobaczyć kierowcę z tej części świata. Gdyby to się udało, następnie moglibyśmy udać się do Chin i przeprowadzić tam podobny zabieg.

Fot. Parcfer.me

Sam zainteresowany odniósł się też do sugestii obecnych ekip, iż lepszym rozwiązaniem byłoby w tym przypadku przejęcie przez Andrettiego jednej z istniejących już drużyn. 

- Nie mogę zmusić Andrettiego i General Motors do kupna istniejącego zespołu tylko dlatego, że obecni właściciele byliby otwarci na sprzedaż. Nie będę rzucał tutaj nazwiskami, ale pewne osoby chciały, abym poszedł i przekonał GM do kupna ich podmiotu. Nie jest to jednak moja rola. Nie zostałem do tego wybrany i nie będę wykonywał roli pośrednika. 

- Zgodnie z regulaminem możemy mieć maksymalnie 12 drużyn. Z niektórych obozów w ostatnim czasie płynęły sygnały, że przy dodatkowym teamie zrobi się tłoczno. Naprawdę? Przecież już od jakiegoś czasu F1 towarzyszy hollywoodzka ekipa [odpowiedzialna za film Brada Pitta]. 

- Tory mają wystarczająco dużo garaży i miejsca dla 12 zespołów. Moim zdaniem to liczba wyścigów jest zbyt duża, a nie ilość ekip. Potrzebujemy więcej drużyn i mniej rund w kalendarzu. Obecne zespoły patrzą na kawałek tortu. Rozumiem ich obawy, ale nasza perspektywa jest nieco inna. 

Rozmówca przy okazji odrzucił wątek rzekomych tarć na linii F1 - FIA, jednakże pokusił się podkreślenie pozycji, jaką obecnie ma organ zarządzający, który w praktyce jest właścicielem serii. 

- Nie jesteśmy dostawcą usług. Jesteśmy właścicielami mistrzostw, które wydzierżawiliśmy. Należy więc to odpowiednio uszanować. Moją intencją nigdy nie było umniejszanie czyjeś roli. Jestem tu dla ducha tego sportu. 

Na sam koniec Ben Sulayem zaznaczył, że Andretti mógłby wejść do F1 bez umowy handlowej, aczkolwiek nie jest pewny, czy zainteresowana strona byłaby chętna na taką koncepcję. 

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, jednakże taki scenariusz może się zdarzyć - skwitował krótko.