Podczas weekendu w Holandii w obiegu pojawiły się kolejne istotne informacje na temat zapowiadanej od dłuższego czasu kolaboracji silnikowej Red Bulla z Porsche.
W ostatnich miesiącach wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż potwierdzenie współpracy na linii Milton Keynes-Stuttgart to wyłącznie kwestia czasu, jednakże według najnowszych doniesień opisywany proces został mocno zastopowany w ostatnim czasie.
Pierwszym sygnałem ostrzegawczym w tej historii był fakt, że - wbrew temu czego oczekiwano - obie strony nie ogłosiły swojego partnerstwa podczas domowego weekendu dla Red Bulla w Austrii. Kolejnym niespodziewanym ruchem była decyzja Audi, które jako pierwsze potwierdziło swoje wejście do Formuły 1.
W lipcu z kolei doszło do wycieku bardzo ważnego dokumentu, w którym ujawnione zostało, iż Porsche zamierza przejąć 50% udziałów byczej stajni. W tamtym momencie była to duża niespodzianka, gdyż w żadnych spekulacjach nie przewijała się wstawka o tak mocnym zaangażowaniu się tego producenta w projekt RB Powetrains.
Najnowsze plotki z padoku mówią, iż taka koncepcja miała pełne poparcie właściciela całego koncernu, Dietricha Mateschitza, który uważa to za długoterminowe zabezpieczenie firmy. Nieco inny punkt widzenia w tej kwestii przedstawiły trzy najważniejsze persony z zespołu, czyli Christian Horner, Helmut Marko i Andrian Newey. Cała trójka opowiedziała się bowiem za tym, iż ekipa powinna zachować swoją dotychczasową niezależność.
- Porsche musi samo zdecydować, czy chcą wejść z nami we współpracę, czy też nie - przyznał w rozmowie ze Sky Sports Christian Horner. - Uważam, że powinno to mieć miejsce na zasadzie kultury, z którą nasza strona podchodzi do wyścigów.
- Red Bull zawsze był niezależnym zespołem, co jest jedną z naszych mocnych cech. To fundament tego, co osiągnęliśmy, czyli zdolność do szybkiego działania. Jest to część naszego DNA. Nie jesteśmy organizacją korporacyjną i jest to bez wątpienia nasz atut. Styl, w jakim działamy, jest bez wątpienia naszym absolutnym wymogiem w kontekście przyszłości. Uważam, że jakiekolwiek relacje z potencjalnym partnerem lub producentem musiałyby przede wszystkim pasować do filozofii Red Bulla.
Źródła portalu The Race donoszą natomiast, iż prosto z zespołu docierają sygnały, według których kolaboracja jest coraz mniej prawdopodobna. Jedynym kołem ratunkowym może być ugoda, na mocy której Porsche zgodziłoby się wejść do sportu w roli wyłącznie partnera silnikowego.
Christian Horner nie wyklucza także scenariusza, w którym Red Bull samodzielnie mógłby wyprodukować konkurencyjny napęd, powołując się w tym przypadku na odpowiednie zaplecze.
- Jesteśmy bardzo podekscytowani, że rozpoczynamy nowy i zarazem ekscytujący rozdział w naszej historii, który dotyczy stworzenia własnego działu silnikowego. Pozyskaliśmy już sporo utalentowanych osób, więc czuję, że jesteśmy dobrze przygotowani.
- Z czasem okaże się, czy połączymy nasze siły z jakimś partnerem, czy jednak będziemy trzymać się naszych założeń i będziemy samodzielnie rozwijać nasz projekt.
W całej tej historii nie mogłoby zabraknąć oczywiście wątku Hondy, o której w ostatnich tygodniach ponownie zrobiło się głośno w kontekście możliwego powrotu. Co istotne, ich strona - nieoficjalnie - miała wyrazić wstępne zainteresowanie nowymi regulacjami silnikowymi, aczkolwiek nie wiadomo, czy ich projekt byłby wówczas w jakimkolwiek stopniu kompatybilny z działaniami Red Bull Powetrains.
- Honda wycofała się z F1, ale cały czas trzyma się umowy, którą mamy z HRC - kontynuował pryncypał drużyny z Milton Keynes. - Robią wokół siebie sporo szumu odnośnie 2026 roku, ale należy pamiętać, że nasz pociąg opuścił już stację, gdyż zobowiązaliśmy się do znaczących inwestycji w ramach projektu Red Bull Powertrains.
- Obecnie nad projektem silnika na sezon 2026 pracuje około 300 osób, więc druga strona musiałaby się do tego wszystkiego dopasować - niezależnie czy mówimy o potencjalnym partnerze lub producencie. Mając cały zespół pod jednym dachem, daje to spore korzyści w kontekście synergii pomiędzy projektantami podwozia i silnika.
Istotnym czynnikiem w tym wszystkim może okazać się czas, gdyż wszystkie zainteresowane strony, które chcą mieć prawo głosu w kontekście regulacji, muszą podpisać stosowną umowę do połowy października bieżącego roku. W związku z tym zarówno przedstawiciele Porsche, jak i Hondy będą w następnych dniach nerwowo spoglądać na kalendarz.
W mocno niekorzystnej sytuacji jest więc obecnie ceniony producent samochodów drogowych z grupy Volkswagena, który nie posiada własnego silnika oraz planu B w postaci innego zespołu. Dość ironiczny jest fakt, że jednostka Audi będzie bazować na ich wstępnym projekcie hybrydowego napędu, który powstał już kilka lat temu przed słynną aferą dieselgate.
Niewykluczone jest też, iż władze F1 zdecydują się nieco zluzować kwestie wyznaczonych terminów z uwagi na możliwość utracenia dwóch potencjalnych graczy, co byłoby sprzeczne z założeniami nowych zasad silnikowych.