Wiele wskazuje na to, że organizatorzy Grand Prix Monako będą musieli zrezygnować z licznych przywilejów, by legendarny wyścig mógł pozostać częścią mistrzostw świata. Jeśli nie zdecydują się na to stosunkowo szybko, F1 może im wysłać poważne ostrzeżenie.
Szefostwo Formuły 1 pracuje już nad przyszłorocznym kalendarzem, który według nieoficjalnych informacji ma być rekordowo długi. Powrócą do niego rundy w Katarze oraz Las Vegas. Na horyzoncie majaczą także nieobecne w nim od kilku lat Chiny, jednak w tym przypadku kluczowym czynnikiem będzie podejście lokalnych władz do imprez sportowych w trakcie pandemii.
Ponadto potencjalnym nowym kierunkiem kalendarzowej ekspansji Liberty Media może być Południowa Afryka, gdzie znajduje się tor Kyalami. Niewykluczone, że w przeciągu kilku najbliższych lat Czarny Ląd również zawita do terminarza F1.
W związku z napływem nowych Grand Prix niektóre tory są poważnie zagrożone wypadnięciem z harmonogramu. W tym kontekście najczęściej wymienia się Francję, ale w gronie możliwych pechowców znajduje się także Belgia, która mogłaby zostać włączona do systemu rotacyjnego.
Nawet jeśli dla wielu byłoby to nie do pomyślenia, gwiazdkę niepewności trzeba również postawić przy Monako. Chociaż jest ono uważane za perłę w koronie królowej motorsportu, obecnie bardzo dużo mówi się o trudnych relacjach Księstwa z F1, możliwym rocznym rozbracie, przejściu na odwiedzanie malowniczego miejsca co dwa lata czy nawet dłuższym zerwaniu z tradycją.
Niedawno do możliwego pożegnania się F1 z ikonicznymi ulicami Monako odnieśli się kierowcy, którzy stanęli w obronie legendarnej rundy, przyznając, że Księstwo zasługuje na pozostanie w kalendarzu. Ich zdanie nie jest jednak najważniejsze, a konflikt pomiędzy zwaśnionymi stronami wydaje się być spory.
Ostatni objęty kontraktem wyścig odbył się w miniony weekend i to bez czwartkowych treningów, co już jakiś czas temu uznano za pierwszy sygnał zmian, jakie czekać będą to wydarzenie. Z przecieków ws. prowadzonych rozmów wynika, że dalsze losy klasyka leżą w rękach samych organizatorów, którzy kilka dni temu spotkali się z władzami Formuły 1, by omówić kwestię przyszłości i zmierzyć się z ich oczekiwaniami.
Według informacji Michaela Schmidta, dobrze zorientowanego dziennikarza Auto Motor und Sport, pierwsza tura negocjacji zakończyła się fiaskiem. Choć Książę Albert, który jako głowa Księstwa także uczestniczył w rozmowach, był skłonny przystać na warunki stawiane przez Liberty Media, odmienną postawą wykazał się Michel Boeri, kierujący monakijskim automobilklubem, przez co obie strony nie doszły do porozumienia.
Zbiegło się to z doniesieniami Joe Sawarda o tym, że organizatorzy od dawna wykazują się ignorancją, uważając swoje Grand Prix za znakomite i nie spoglądając na ruchy konkurencji na kalendarzowym rynku. Dodatkowo mają oni również być przekonani, iż nierealne jest pozbawienie ich miejsca w mistrzostwach.
Z doniesień AMuS wynika jednak, że w ramach sygnału ostrzegawczego kierownictwo F1 mogłoby wyrzucić rundę na Lazurowym Wybrzeżu z kolejnej kampanii, gdyby ustępstwa nie zostały zaakceptowane. The Race wspomniało nawet, że propozycja takiej zagrywki została już przedstawiona zespołom, a te mają być otwarte na pomoc serii w mocniejszym naciśnięciu na Monakijczyków.
Promotorzy najbardziej prestiżowej eliminacji w całym sezonie mogą pochwalić się wieloma przywilejami, które nie do końca pasują odpowiedzialnym za prawa komercyjne Amerykanom. Mowa o koncesjach, jakie zostały uzgodnione jeszcze za czasów panowania Berniego Ecclestone'a, który chciał w ten sposób podkreślić wyjątkowość rundy na Lazurowym Wybrzeżu.
Właśnie na mocy tych ustaleń organizatorzy GP Monako płacą jedną z najniższych sum za możliwość goszczenia u siebie najszybszych kierowców na świecie. Nieoficjalnie mówi się, że wynosi ona ok. 12-15 milionów dolarów, co stanowi symboliczną kwotę i jednocześnie mniej więcej połowę tego, co oferują inne wyścigi.
Małe pieniądze nie są jednak największą bolączką kierownictwa F1, któremu nie podoba się również jakość sygnału nadawanego w trakcie zmagań na ulicznym torze. W Monako za produkcję przekazu telewizyjnego odpowiada lokalny usługodawca, co jest nie w smak władzom sportu, które chcą odebrać także ten przywilej, szczególnie że realizacja tych zawodów drugi rok z rzędu stała się przedmiotem ogromnej krytyki.
Dużym problemem dla szefostwa królowej motorsportu jest również prawo organizatorów do decydowania o banerach sponsorskich podczas wyścigowego weekendu, co sprawia, że wokół toru w Monako znajdują się reklamy, które nie pojawiają się na innych Grand Prix. Szczególnie kłopotliwy jest sponsoring firmy Tag Heuer, która rywalizuje na jednym rynku z Rolexem, czyli globalnym partnerem Formuły 1, co prowadzi do konfliktu interesów.
Jednym z warunków, jakie F1 przedstawiła organizatorom wyścigu, jest także elastyczny termin zawodów w Księstwie. Biorąc pod uwagę, że władze serii chcą rozsądniej ułożyć przyszłoroczny kalendarz, ustalając go pod względem lokalizacji poszczególnych rund, standardowy majowy termin Grand Prix Monako może ulec zmianie.
Z punktu widzenia obserwatorów widowiska, przy obecnej generacji bolidów przypominającego raczej żmudną procesję, równie istotnym postulatem kierownictwa Formuły 1 jest modyfikacja ulicznej pętli, która nie współgra z wymiarami samochodów.
Dotychczas organizatorzy wyścigu byli w tej sprawie dość uparci, zachowując sceptyczne nastawienie do jakichkolwiek zmian w układzie toru, ale szefostwo serii jest zdania, że przemodelowanie niektórych fragmentów nitki mogłoby ułatwić wyprzedzanie. Propozycja Formuły 1 miała dotyczyć usunięcia szykany za tunelem i poszerzenia toru na dojeździe do zakrętu nr 12, zwanego Tabac.
Sytuacji Monako nie poprawiają również zmiany w modelu biznesowym organizacji Grand Prix. Od pewnego czasu panuje trend ściągania zawodów do niesamowitych miast, przez co kibice mają łatwiejszy dostęp do torów, a przy okazji korzystają z wielu innych atrakcji. Dzięki temu istnieje znacznie więcej interesujących miejsc, do których zaprosić można wysoko postawionych gości, potencjalnych przyszłych udziałowców czy partnerów F1. Wszystko to sprawia, że perła w koronie powoli traci argument o swojej wyjątkowości.